Założyła torbę na ramię i wybiegła z dormitorium za
roześmianą Dorcas. Westchnęła głęboko i
zagarnęła kosmyk włosów za ucho. To prawda, zazdrościła jej. Ale właściwie
czego? Szczęśliwego związku. To było pewne. Chociaż zewnętrznie wydawała się
być silną osobą twardo stąpającą po ziemi, to jednak pod spodem kryła się ta
wrażliwa, pragnąca miłości Lily Evans. Wszystkie związki jakie przeżyła
kończyły się ciężkim zawodem. A może ona reagował zbyt agresywnie i gwałtownie.
I gdyby tak bardzo się nie bała..
Odrzuciła od siebie nieprzyjemne myśli i zbiegła po schodach dołączając
do dziewczyn.
-Dorcas Black.. -
Meadowes z zastanowienia wsłuchiwała się w brzmienie swojego przyszłego
nazwiska.
-W sumie to fajnie brzmi.- Marlena zachichotała i
szturchnęła ją łokciem. –Prawda Lily?- Rudowłosa odwróciła się w jej stronę
uśmiechając się blado.
-Tak. Pasujecie do siebie. Dwie osoby niestałe w uczuciach.
On, szkolny Casanova mający na celu zaliczenie wszystkich dziewczyn w
Hogwarcie, i ona, bawiąca się uczuciami mężczyzn i zmieniająca ich jak
rękawiczki. Po prostu jak dwie krople wody.- Wybuchnęły śmiechem i przeszły
przez dziurę w portrecie.
-Ruda, ty to zawsze wiesz co powiedzieć.- Dorcas potargała
jej żartobliwie włosy i zacisnęła palce na pasku torby.
-Oj tam, ktoś musi myśleć. – rzuciła szczerząc zęby.
-Coś sugerujesz?- Marlena uniosła znacząco brew.
-Nie, nic. Pamiętacie o balu mikołajkowym? – spytała z
ciekawością.
-No ba, że tak, jak można nie pamiętać.- Czarnowłosa
uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółek.
-Wy przynajmniej macie z kim iść- burknęła Lily opuszczając
głowę.
-Remus też niezbyt się kwapi. Nie zauważyłam, żeby
specjalnie za tym przepadał.- McKinnon pokręciła znacząco głową.
-Ale na pewno pójdzie.- na twarzy rudowłosej pojawił się
grymas.
-W sumie możesz iść z Potterem. – zasugerowała Dorcas po
chwili namysłu.
- I znowu całować się z nim w jakimś zakamarku, a potem
udawać, że nic się nie stało. Tak to jest zdecydowanie to czego potrzebuję.-
Spojrzały na nią ze zdziwieniem.
-Nigdy nic takiego nie mówiłaś-
-Świetnie, wygadałam się.- mruknęła z dezaprobatą.
-Wy to się macie. Ja ci mówię, kiedyś będziecie razem. W
końcu raz się udało.- Marlena zachichotała wymieniając spojrzenia z Dorcas.
-Sranie w banie. Odpuszczam sobie na razie. Żadnych
chłopaków. Musze ochłonąć.- wypaliła szorstko.
-Rób co chcesz, my i tak swoje wiemy. Poza tym nie zawiedź
mnie, mam zakład z Blackiem.- Lily spiorunowała wzrokiem Meadowes.
-Że co? – spytała oburzona.
-No.. założyłam się z nim, ze wrócisz do Pottera- Ruda
zmrużyła oczy.
-Wiedziałam , że masz głupie pomysły, ale nie myślałam, ze
jest z tobą aż tak źle. - Marlena
zachichotała przyglądając się sprzeczce przyjaciółek.
-No wiesz co? – Dorcas udała obrażoną i odwróciła się na
pięcie.
-Niedługo wstąpisz do gangu Huncwotów. -Czarnowłosa nie
wytrzymała i wybuchła śmiechem.
-Evans, ty to masz wyobraźnię- rzuciła
trzymając się za brzucho.
-A mówią, ze Dorcas Meadowes, jest grzeczną, poukładaną
uczennicą. – odgryzła się.
-Nie udowodniono tego naukowo.
-Racja, tak ciężkich przypadków idiotyzmu szkoda badać.-
Lily zachichotała i pokazała język przyjaciółce.
-Odezwała się, ta normalna. Klasowy kujonek.- emocje powoli
rosły.
-Wypraszam sobie. Phi! Marli, weź ją sprzed mych zacnych
paczałek- zwróciła się w stronę McKinnon unosząc głowę w geście wyższości.
-Fakt, nie można narażać królewskich paczadeł na
zniesławienie, szczególnie przez widok
tej oto niewiasty z piekła rodem.- Wszystkie trzy wybuchnęły śmiechem.
Uczniowie spoglądali na nich z rozbawieniem szepcząc miedzy sobą.
-Lepiej stąd spadajmy, bo uznają nas za nienormalne i
zaprowadzą do skrzydła.-
- Przynajmniej lekcje by przepadły. Niestety czekają nas
dwie godziny transmutacji. Co za los.- Dorcas wzniosła ręce do góry i błagalnym
wzrokiem spojrzała w sufit.
-Tej to już naprawdę mózg zlasowało.- Lily kręciła głową z
niedowierzeniem i pociągnęła czarnowłosą za rękę.
-Nie rób nam obciachu.- warknęła jej do ucha. Chichotały się
cały czas, dopóki nie dotarły pod określoną salę. Ustały w kącie i będąc pod czujnym okiem McGonagall
starały się nie zwracać zbytnio na siebie uwagi, co im niestety niezbyt
wychodziło. W końcu to było ciężkie do wykonania, jeśli miało się za przyjaciół
Huncwotów. Niestety sielanka skończyła się równo z dzwonkiem. Wparowali do
klasy i zajęli miejsca na końcu sali. Nikt z wyjątkiem Petera nie chciał się
narażać profesorce, głównie ze względu na możliwość dostania szlabanu.
- Dzisiaj będziemy zamieniać te oto żaby, w takie kielichy –
pokazała klasie szklane naczynie. Po pomieszczeniu przeszedł cichy jęk uczniów.
– Instrukcje macie na stronę dwieście trzydziestej drugiej. Do roboty!-
powiedziała szorstko siadając za biurkiem. Spiorunowała wzrokiem nastolatków i
wyciągnęła z szuflady podręcznik od transmutacji.
Lily spojrzała na Dorcas, która rozmarzonym wzrokiem
wpatrywała się w płaza. Uśmiechnęła się z rozbawieniem i odwróciła w stronę
ławki. Spojrzała na żabę i wyciągnęła różdżkę. To nie mogło być takie trudne.
Przynajmniej nie dla niej. Wymruczała zaklęcie, a przed nią pojawił się puchar.
Z zadowoleniem wyprostowała się na krześle i obserwowała poczynania przyjaciół.
Marlenie prawie się udało. Nie licząc tego, ze jej naczynie było zielone i
obślizgłe .
Potterowi i Blackowi nawet nieźle szło. Chociaż z kolei ich
kielichy nie miały nóżek, albo posiadały jakieś inne ubytki. Remus oczywiście
jak zwykle perfekcyjnie wykonał zadanie. Siedział dumnie i wpatrywał się w
McKinnon. Lily Zachichotała i skierował wzrok na McGonagall, która aktualnie
oceniała pracę Puchonów. Gdy podeszła do Dorcas z dezaprobatą pokręciła głową.
- Meadowes, jeśli nie poprawisz swoich wyników to będę
musiała wstawić ci O (okropny). – warknęła widząc zniekształconą żabę. – A ty,
Pettigrew zbliżasz się do T (Troll ). Tak niskiego poziomu jeszcze nie
widziałam- wysyczała do Petera zaciskając usta w cienka kreskę.
~`~
-Wredna małpa. – Dorcas z wściekłością trzasnęła drzwiami
klasy.- Zawsze musi się nade mną znęcać. Chwila nieuwagi i od razu…- zacisnęła
pięści i wzniosła oczy do góry.
-Czego się spodziewałaś po McGonagall?- spytała Lily z
rozbawieniem widząc minę przyjaciółki.
-Chyba powinna znaleźć sobie faceta, bo nie wytrzymam z nią
tego półrocza. – odparła rozgniewana kierując się w stronę lochów.
-Nie łudźcie się.
Jesteśmy na nią skazane.- Marlena wyszczerzyła szeroko zęby i poklepała
dziewczyny po plecach.
-dzięki za słowa otuchy- mruknęła Evans siadając pod ścianą.
~`~
Eliksiry jak zwykle minęły szybko, na przyrządzaniu mikstur.
Bądź co bądź, dla Lily, była to jedna z najciekawszych lekcji. Obrona przed
ciemnymi mocami nie płynęła już tak pięknie. Profesor jak zwykle przynudzał o
centaurach. Z ulgą weszła do wielkiej Sali w celu spożycia lunchu.
-Ufff… po wszystkim. Fajnie z ich strony, że odwołali
wróżbiarstwo.- Dorcas uśmiechnęła się szeroko i usiadła przy stole razem z
przyjaciółkami.
-I to jak. Nareszcie się wyśpię- westchnęła Marlena
nakładając sobie sporą porcję kurczaka.
Do pomieszczenia wleciała chmara sów. Jedna z nich wylądowała centralnie przed
młodą Evansówna trzymając spory pakunek
z liścikiem. Spojrzała ze zdziwieniem na puchacza.
-Ciekawe co to.. – mruknęła do siebie odwiązując paczkę.
Rozwinęła kartkę i przeczytała treść.
-na to wygląda, że to jest mój prezent Mikołajkowy. Rodzice
piszą, że nie mieli już siły trzymać go w domu. Boje się co to jest- niepewnie
wzięła go do ręki. W środku coś się poruszało.
-Nie przesadzaj, chyba nie przysłali ci nic groźnego dla
twojego życia.- Meadowes z ciekawością zajrzała w głąb pudełka.
-KOT!!- pisnęła wyciągając zwierzaka. Lily wytrzeszczyła oczy i wpatrywała się w
niego z dziwną miną. Kociak był cały
czarny nie licząc białej kreski na nosie.
-Jaki śliczny!- westchnęła Marlena pochylając się nad nim.
-ee… nie spodziewałam się.- wybąkała rudowłosa.
– tylko teraz jak go nazwać!- Dorcas spojrzała pytająco na
przyjaciółkę.
- A ma może najpierw odgadniemy płeć?- spytała z pół
uśmiechem.
-To jest samiec- odezwał się Black wyrywając jej zwierzaka.
-Ej no, tak nie można!- warknęła do łapy.
-Poza tym skąd wiesz?- spiorunowała go wzrokiem.
-Jestem jasnowidzem, a ty chyba nie masz pojęcia o sposobach
rozmnażania …- Huncwoci zachichotali. Syriusz oddał pupila właścicielce i
zabrał się do konsumowania kotleta.
-wolałam się upewnić- wysyczała przyciskając burasa do
piersi. Zlustrowała go wzrokiem. Patrzył
na nią zielonymi ślepiami ze stoickim spokojem.
-Chyba wiem jak go nazwę. – powiedziała z błyskiem w oku.
-Jak?- Dorcas zachichotała i odsunęła od siebie rękę Blacka.
-Einstein- wypaliła szczerząc zęby
-Trochę dziwnie. Skąd to wytrzasnęłaś?- James z zastanowieniem zmarszczył brwi.
-Taki mugolski naukowiec.- stwierdziła z satysfakcją.
-Aaa… trzeba było tak od razu. - wybuchnął śmiechem i szturchnął Remusa
łokciem.
-Chodźcie dziewczyny, spadamy od tych idiotów.- zachichotały
i wyszły z Sali.
~`~
-Jaki on jest śliczny!!- Dorcas rozczulała się nad kociakiem
wpatrując się w niego maślanymi oczami.
-I te jego paczadła.- dorzuciła Marlena, powodując salwę śmiechu.
-Co ty paczysz? Dobrze paczę- Lily pogłaskała zwierzaka po główce i
posadziła na łóżku. Dziewczyny rzuciły się na niego i nie odstępowały nawet na
krok.
-Jakby nie widziały kota!- rzuciła Rudowłosa kręcąc głową.
-Nie pacz tak na nas tymi swoimi paczałkami z Bożej łaski-
zażartowała McKinnon pokazując jej język.
-Ja ci zaraz dam z Bożej łaski, ciemna masą. – Trzepnęła ją
po głowie.
-Chodźcie na dół do Huncwotów.- zasugerowała Dorcas.
-w sumie czemu nie.- Marlena wzruszyła rękami.
-Lepiej nie zostawiać ich samych dłużej niż na pół
godziny.- Chichocząc zbiegły na dół, nie
zapominając o Einsteinie.
- Usiadły koło chłopaków szczerząc zęby.- spojrzeli na nie
podejrzliwie.
-Tak bezinteresownie? – spytał James czochrając włosy.
-Trzeba się integrować- Lily drapała Einiego za uchem.
-Tak. Integracja kluczem do sukcesu.!- Marli żartobliwie popchnęła Evans, jednak
skończyło się to przewróceniem fotela. Buras z prychnięciem wyrwał się
opiekunce i wskoczył na kolana Pottera. Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem.
- McKinnon liczę do pięciu!!- warknęła rudowłosa patrząc na
nich z dołu. Szatynka szybko zreflektowała się i nie przestając rechotać
sprowadziła przyjaciółkę do normalnej pozycji.
-Masz szczęście, że cię nie zabiłam- wysyczała poprawiając
włosy.
-Potter, oddawaj mi kota- rzuciła wyciągając dłoń w stronę
okularnika. Uśmiechnął się po Huncwocku, ale nie zrobił nic by spełnić prośbę
dziewczyny.
-Poproś ładnie- powiedział spokojnie. Wyraźnie się z nią
droczył.
-Ani mi się śni- wypaliła z zacięta miną. Nadal wpatrywał
się w nią orzechowymi oczami.
-Nie to nie sama sobie go wezmę. Kici kici..- zwróciła się
do zwierzaka, jednak ten ani drgnął. Siedział sobie spokojnie liżąc łapkę.
Wstała z rezygnacją i podeszła do chłopaka próbując wyrwać mu kociaka, jednak
go nie puszczał.
-Nie tak prędko! Najpierw buzi- szepnął jej do ucha.
Wywróciła oczami.
-Śnisz Potter- warknęła zakładając ręce na piersi.
-Trudno. Chętnie go przygarnę- westchnął głaszcząc Einiego
po błyszczącej sierści.
-Oj no dobra…- cmoknęła go w policzek.
-Tylko tyle?- spytał zawiedziony. –Liczę na coś więcej-
dorzucił zapalczywie. Nachyliła się nad nim.
-Sugeruję wymianę. Dzisiaj o jedenastej w pokoju wspólnym.-
powiedziała konspiracyjnym szeptem. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech….
-Zgoda-