Święta minęły szybko pozostawiając za sobą w pamięci jedynie
zamglony ślad. Ostatecznie Huncwoci postanowili urządzić imprezę. Remus
przyjechał dwa dni po Bożym Narodzeniu. Cała piątka miała dotychczas wiele
roboty, gdyż zarówno pani Potter jak i pan Potter nie dawali im spokoju. Lily
udało się zapomnieć o nurtującym ją od jakiegoś czasu problemie związanym z
owym tajemniczym chłopakiem. Mimo iż wiele razy próbowała powrócić do
przeszłych wydarzeń i w jakiś sposób przypomnieć sobie jego twarz, nadal
pozostała w niewiedzy. Black skądś
wytrzasnął sporo zgrzewek kremowego piwa i słodyczy z miodowego królestwa,
jednak byli zmuszeni do ich ukrywaniu z powodu Dorcas, w której odezwała się
mania fasolek wszystkich smaków.
-Łapciu no weź!- Meadowes spoglądała na Blacka świecącymi
się oczami, jednak chłopak pozostawał nie ugięty.
-Dor, bo będziesz gruba!- powiedział surowym tonem wyrywając
brunetce słodycze. Bądź co bądź, ale uroda była jedną z najważniejszych rzeczy
w jej życiu. Puściła paczkę i nadąsana
zadarła nos do góry. Nie miała zamiaru tak szybko ustępować, jednak
wizja podstawiona jej przez Syriusza przerażała ją bardziej.
-I ty masz czelność mi to mówić!- prychnęła z pogarda
zakładając ręce na piersi. Jej urażona duma nie dopuszczała do siebie myśli, że
zachowuje się jak rozkapryszona sześciolatka. Tak, Dorcas Meadowes często
wykazywała swój brak subordynacji wobec faktów.
-To dla twojego dobra skarbie. Poza tym myślisz, że z nieba
nam spadły? W takim tempie to z jakim to pochłaniasz nie zostanie nic do
wieczora!- sprostował z zadziornym uśmiechem na twarzy, czym jeszcze bardziej
rozjuszył dziewczynę.
-Co ty sobie wyobrażasz! Nie no z kim ja się żenię..- westchnęła
z politowaniem do samej siebie przejeżdżając dłonią po twarzy, na której
pojawiły się nieznaczne rumieńce, które jeszcze bardziej dodawały jej uroku.
Oczywiście Syriusz nie omieszkał się tego nie zauważyć, a podążając jego tokiem
myślenie nabrał wielkiej ochoty na wpicie się w jej ciepłe usta. W ostatniej
chwili otrząsnął się i odwracając się na pięcie wszedł do pokoju, w którym
aktualnie przebywała reszta Huncwotów omawiając każdy szczegół imprezy. Dorcas
obrzuciła go jeszcze złowrogim spojrzeniem i dumnie skierowała się w stronę
sypialni Lily, w której rudowłosa dokonywała aktu spustoszenia wobec jej
wnętrza.
-Lils, ja wiem, ze ty nie wiesz w co się ubrać, ale no
wiesz…- zaczęła z udawaną litością. –Nie musisz rozrzucać wszystkiego co
popadnie po całym MOIM domu.- mruknęła akcentując przedostatnie słowo. Evans popatrzyła na nią z niedowierzeniem i
lekko uniesioną brwią. Jej przyjaciółka zdecydowanie byłą przewrażliwiona na
punkcie nowego mieszkania i jakiekolwiek ubytki lub szkody wywoływały zamieszanie
gorsze niżli podczas zamachu na ministra magii.
-Dorcia, ja po prostu nie mam co założyć. Wszystko jest do
kitu.- mruknęła z pretensja odrzucając kolejna sukienkę na fotel stojący przy
oknie, który obecnie wyglądał jak wielkie stoisko z ciuchami. Meadowes
popatrzyła na zielonooką z dezaprobatą i rozdrażnieniem. Czy naprawdę wszyscy
musieli jej dzisiaj działać na nerwy? A może to ona działała na nie innym..
Chyba czas najwyższy przestać udawać panią domu.
-No dobra, chodź to ci cos doradzę.- Rzuciła szczerząc
szeroko żeby w podstępnym uśmiechu. Miała już plan . Przeszły przez korytarz i
zatrzymały się przed łukowymi drzwiami. Brunetka przekręciła gałkę i wślizgnęła
się do środka wpuszczając nieco światłą do wnętrza. Okazało się, ze byłą to
jedna wielka garderoba, która najwyraźniej została tu przetransportowana
magicznie przesz jej rodziców. Niewątpliwie panna Evans nie widziała jeszcze
tylu ubrań w jednym miejscu nie licząc oczywiście sklepów.
-Teraz już wiem dlaczego wyrzucasz każdy ciuch po jego założeniu-
Zachichotała opadając na czerwona kanapie, stojącej w rogu.
-Chyba nie myślisz, ze dwa razy pojawie się w tym samym!-
obruszyła się odgarniając swoje kruczoczarne fale na plecy. Dla Dorcas wygląd
zewnętrzny był jedną najważniejszych rzeczy. Lily zlustrowała ja wzrokiem z
nieznaczną nut rozbawienie, która na sekundę pojawiła się w jej oczach. Sama
nie przywykła do takich obłędnych luksusów.
-Dobra, nie wnikam – powiedziała uśmiechając się szeroko.
Jedyną rzeczą na której aktualnie zależało była sukienka. Ale nie byle jaka,
miała być wyjątkowa, subtelna ale jednocześnie seksowna. Na imprezę miało
przybyć dużo znajomych z Hogwartu i
przyjaciele Huncwotów z okolicznych miejscowości. W końcu trzeba dobrze się
zaprezentować. Nie miała zamiaru kolejny raz wystąpić w czarnej mini, mimo iż
ta propozycja była niezwykle kusząca. Dor podeszła do wieszaków i zaczęła
przetrząsać kolejne partie ciuchów. W końcu wróciła z naręczem barwnych
kostiumów i rzuciła je na kolana rudowłosej.
-Przymierzaj!- oznajmiła zakładając ręce na piersi. Evans
spojrzała na nią niepewnie.
-Nie możemy najpierw zrobić jakiejś selekcji?- Zapytała z
nadzieję w głosie. Tego wszystkiego nie zdąży na siebie włożyć w ciągu 24
godzin. Dwudziestu czterech długich, bardzo
męczących godzin.
-No dobra. Może kolorami? – wzięła do ręki różową tunikę i zielona zwiewną sukienkę z
klamra pod biustem. –Którą wybierasz? -
Lily zlustrowała krytycznym wzrokiem obydwie rzeczy.
-Zdecydowanie zieloną- powiedziała kiwając głową.
Ostatecznie wybór padł na kremową sukienkę z głębokim
dekoltem i marszczeniami podkreślającymi talię. Dorcas zdecydowała się na
krótka, czerwoną mini z czarnymi ćwiekami na ramionach. Całą kreacje dopełniały
czarne szpilki. W czasie, kiedy dziewczyny zajmowały się poszukiwaniem strojów
Huncwoci dekorowali pomieszczenia. Bodź co bądź, ale pomysłów im nie brakowało.
Na każdym kroku można było się natknąć na serpentyny i różne ozdóbki. Jednak
nie wszystko szło po ich myśli. Blackowi udało się niechcący znokautować Remusa
butelką piwa kremowego, dzięki czemu na twarzy Lunatyka pojawił się sporych
rozmiarów, fioletowy siniak, który na pewno nie był cenną charakteryzacją,
toteż Łapcio nie znalazł się w najlepsze sytuacji, jeżeli można ją w ogóle
nazwać „dobrą”. Zakończyło się to
podbitym okiem Syriusza. Na szczęście Lily znała odpowiednie zaklęcia i
zaledwie po kilku sekundach wszystkie te ślady zniknęły i chłopcy mogli
powrócić do wykonywanej czynności.
-Następnym razem trzymaj lepiej łapy z daleka ode mnie- burknął
Lupin patrząc na Blacka z dezaprobatą. Trudno było się dziwić. Było to
absolutnie normalna reakcja po przeżytym zdarzeniu. Czarnowłosy oderwał się
od ustawiania pułapek z konfetti i
spojrzał na przyjaciela z niewinnym uśmieszkiem, który miał obrazować brak jego
winy w wypadku.
-Wiesz Lunio, to był czysty przypadek, miałem śliskie ręce-
tłumaczył się szczerząc szeroko nieskazitelnie białe zęby. Gdyby Remus był
dziewczyna zdecydowanie uległby jego urokowi, jednak jako, ze nią nie był nie
wywołał pożądanego efektu.
-Nie susz tak tych kłów tylko skończ to wreszcie bo mam
ochotę kolejny raz podbić ci oko.- burknął wywracając oczami. Był w wyjątkowo
złym humorze, jednak miał nadzieję, ze wieczorem to się zmieni dzięki przybyciu
pewnej osoby.. Otrząsnął się z myśli i machnął różdżką zatrzaskując wszystkie
szklane przedmioty w szafce przy oknie. James gimnastykował się próbując
zawiesić wielki transparent, jednak niezbyt mu to wychodziło, gdyż najwyraźniej
zapomniał o posiadaniu mocy magicznej, czego nie omieszkała mu wypomnieć jego
własna dziewczyna, która aktualnie wparowała do salonu trzymając w dłoniach
sporych rozmiarów karton o nieznanej zawartości. Spojrzała na niego z
politowaniem i bez zbędnego wysiłku sprawiła, że na ścianie pojawił się
powitalny napis.
-Nie musisz dziękować.- powiedziała chytrze się uśmiechając
. Kochała mieć ta satysfakcję, że potrafi zrobić coś lepiej. Czysto egoistyczne
podejście, jednak taka byłą już nasza Lily. Reszta przygotowań minęła bez
burzliwych wydarzeń i równo przed ósmą Grupka przyjaciół czekała niecierpliwie
na gości, którzy powoli zapełniali pomieszczenia.
Przeciskała się miedzy ludźmi z kieliszkiem w ręce ciągnąc
za sobą Dorcas, która z niechęcią wyrwała się z
objęć Blacka. Była nie zadowolona z faktu, że ktokolwiek śmiał się
zakłócić jej spokój.
-Czy ty zawsze musisz się zjawiać w niewłaściwym momencie?-
prychnęła odgarniając z czoła czarne fale, które powoli wysuwały się z
misternego koka. Rudowłosa zlustrowała ja wzrokiem szeroko się uśmiechając, co
nie uszło uwadze dziewczyny.
-A ty co taka w skowronkach?- Meadowes popatrzyła na
przyjaciółkę podejrzliwie. Humor panny Evans nie był spowodowany jakimiś
szczególnymi wydarzeniami.
-Tak po prostu!- powiedziała podniesionym głosem próbując
przekrzyczeć muzykę. Miałą lekko zaróżowione policzki niekoniecznie z powodu
pudru, którym została potraktowana kilka godzin wcześniej.
-Ta, jasne, a ja jestem święty Mikołaj- prychnęła Dorcas
poprawiając się podciągająca się ku górze sukienkę. – chcesz coś konkretnego?-
Zapytała, jednak nie dane jej było usłyszeć odpowiedzi gdyż James brutalnie
odciągnął od niej zielonooką prowadząc w stronę drzwi wejściowych. Patrzyła na
niego pytająco jednak on uśmiechnął się do niej szarmancko i wyprowadził na
wolna przestrzeń.
-Muszę ci kogoś przedstawić – powiedział obejmując ja
ramieniem. Przymknęła na chwilę oczy by wczuć się bardziej w panująca
atmosferę. Byłą ciekawa kogo mógłby jej przedstawić James. Nigdy nie wspominał
o żadnych znajomych z poza szkoły. Pogrążona w myślach nie zauważyła, ze podszedł
do nich wysoki brunet , który był jej aż tak dobrze znany.
-Lily, poznaj Adama- Rudowłosa podniosła wzrok by spojrzeć
na chłopaka jednak już po chwili zastygła w bez ruchu, a cały dobry nastrój
nagle wyparował. Wróciły wspomnienia. Jednoczenie poczuła żal, złość i
przerażenia. To co się działo po prostu nie mogło być prawdą… Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, ze
wpatruję się w niego jak głupia z rozdziawionymi ustami. Szybko zacisnęła zęby,
a w jej oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki, które nie wróżyły nic
dobrego. Teraz już nie miała żadnych wątpliwości. Zalała ją nagła fala
wściekłości. Adam patrzył na nią z nie mniejszym zdziwieniem
-Ty?- Zdołała z siebie wyksztusić nie przewidując, ze z
zewnątrz to zdecydowanie musiało wyglądać dziwnie.
-Wy się znacie?- Potter spoglądał to na Evans, to na
chłopaka z dezorientacja, która była ukazana nawet w jego głosie. Trudno było
się dziwić.
-Tak!- Szatyn ocknął się wreszcie i uśmiechnął szelmowsko
przybierając luźną pozycję. Lily zszokowana jego zachowaniem zmarszczyła brwi
ukazując spojrzenie pełne pretensji i oburzenia.
-Tak? Tak? Ja ci zaraz dam tak ty kretynie!- wybuchła
wyrywając się z uścisku Rogacza, który teraz
stał w miejscu z nieopisanym wyrazem twarzy.
-Ruda, to nie tak jak myślisz!- wypalił przybliżając się do
niej. Fakt, kiedyś ją okłamał, ale przecież nie wiedział..
-A jak? Zostawiłeś mnie tak po prostu! Bez pożegnania,
jednego głupiego słowa!- prychnęła dźgając go palcem w klatkę piersiową. Nie
potrafiła stłumić emocji, które napierały, żeby wydostać się na wierzch. Nie
obchodziło ja, ze wszyscy patrzą. Nie, to było nie istotne. Liczył się tylko
ból i upokorzenie.
-Ja nie wiedziałem!
Myślałem, ze jesteś zwykła mugolką, nigdy nie mówiłaś, ze jesteś
czarownicą-odparł wsuwając ręce do kieszeni z nieznacznym zakłopotaniem. Powoli
wokół trójki nastolatków zbierał się tłumek gapiów zaintrygowany zaistniała
sytuacja.
-Ty też nie uświadomiłeś mi tego, wiec nie masz prawa mi
tego zarzucać!- Odgryzła się zakładając ręce na piersiach. Kiedyś go kochała…
Jak w ogóle mogła go kochać? Takiego zimnego drania, bez jakichkolwiek uczuć i
pożałowania. Godny potępienie apodyktyczny kretyn.
-Nie chcę z tobą gadać, Nigdy więcej!- wrzasnęła i odwróciła
się na pięcie kierując się w stronę schodów. Czuła jak po jej pliczkach
spływają pojedyncze łzy pociągając za sobą starannie zrobiony makijaż. Wbiegła
po schodach i zatrzasnęła się w jednej z sypialni rzucając się na miękkie
łóżko. Wbiła wzrok w sufit. Nie zważała na fryzurę. Wtuliła twarz w aksamitny
materiał poduszki. Teraz, kiedy wszystko było takie piękne musiał się pojawić i
zniszczyć wszystko co do tej pory tak skrupulatnie budowała. Wtargnąć swoimi
zabłoconymi buciorami w jej życie. Westchnęła głęboko i walnęła pięściami w
materac, gdy usłyszała skrzypienie drzwi. Zastygła w bezruchu zaciskając palce
na prześcieradle. Poczuła jak łóżko ugina się pod ciężarem ciała, a następnie
ciepłe ramie Jamesa. Odetchnęła z ulga i wtuliła się w tors chłopaka. Nie
lubiła wracać do przyszłości, ale czasem ona dopadała ją.
-Lily..- Zaczął dotykając delikatnie dłonią jej mokrego
policzka i odgarniając Rudy kosmyk z twarzy. Popatrzyła na niego szklącymi się
oczami, dostrzegając jedynie kontury jego postaci.
-Ja chyba mam pecha-
mruknęła słabym głosem.
-Mogłabyś mi powiedzieć co się wtedy stało?- powiedział
cicho. To było pewne, ciężko jest wracać do przeszłości, ale była mu to winna,
zresztą sobie też.
-Dobrze, słuchaj uważnie