niedziela, 21 października 2012

29. "Niemożliwe staje się możliwe"


Święta minęły szybko pozostawiając za sobą w pamięci jedynie zamglony ślad. Ostatecznie Huncwoci postanowili urządzić imprezę. Remus przyjechał dwa dni po Bożym Narodzeniu. Cała piątka miała dotychczas wiele roboty, gdyż zarówno pani Potter jak i pan Potter nie dawali im spokoju. Lily udało się zapomnieć o nurtującym ją od jakiegoś czasu problemie związanym z owym tajemniczym chłopakiem. Mimo iż wiele razy próbowała powrócić do przeszłych wydarzeń i w jakiś sposób przypomnieć sobie jego twarz, nadal pozostała w niewiedzy. Black  skądś wytrzasnął sporo zgrzewek kremowego piwa i słodyczy z miodowego królestwa, jednak byli zmuszeni do ich ukrywaniu z powodu Dorcas, w której odezwała się mania fasolek wszystkich smaków.
-Łapciu no weź!- Meadowes spoglądała na Blacka świecącymi się oczami, jednak chłopak pozostawał nie ugięty.
-Dor, bo będziesz gruba!- powiedział surowym tonem wyrywając brunetce słodycze. Bądź co bądź, ale uroda była jedną z najważniejszych rzeczy w jej życiu. Puściła paczkę i nadąsana  zadarła nos do góry. Nie miała zamiaru tak szybko ustępować, jednak wizja podstawiona jej przez Syriusza przerażała ją bardziej.
-I ty masz czelność mi to mówić!- prychnęła z pogarda zakładając ręce na piersi. Jej urażona duma nie dopuszczała do siebie myśli, że zachowuje się jak rozkapryszona sześciolatka. Tak, Dorcas Meadowes często wykazywała swój brak subordynacji wobec faktów.
-To dla twojego dobra skarbie. Poza tym myślisz, że z nieba nam spadły? W takim tempie to z jakim to pochłaniasz nie zostanie nic do wieczora!- sprostował z zadziornym uśmiechem na twarzy, czym jeszcze bardziej rozjuszył dziewczynę.
-Co ty sobie wyobrażasz! Nie no z kim ja się żenię..- westchnęła z politowaniem do samej siebie przejeżdżając dłonią po twarzy, na której pojawiły się nieznaczne rumieńce, które jeszcze bardziej dodawały jej uroku. Oczywiście Syriusz nie omieszkał się tego nie zauważyć, a podążając jego tokiem myślenie nabrał wielkiej ochoty na wpicie się w jej ciepłe usta. W ostatniej chwili otrząsnął się i odwracając się na pięcie wszedł do pokoju, w którym aktualnie przebywała reszta Huncwotów omawiając każdy szczegół imprezy. Dorcas obrzuciła go jeszcze złowrogim spojrzeniem i dumnie skierowała się w stronę sypialni Lily, w której rudowłosa dokonywała aktu spustoszenia wobec jej wnętrza.
-Lils, ja wiem, ze ty nie wiesz w co się ubrać, ale no wiesz…- zaczęła z udawaną litością. –Nie musisz rozrzucać wszystkiego co popadnie po całym MOIM domu.- mruknęła akcentując przedostatnie słowo.  Evans popatrzyła na nią z niedowierzeniem i lekko uniesioną brwią. Jej przyjaciółka zdecydowanie byłą przewrażliwiona na punkcie nowego mieszkania i jakiekolwiek ubytki lub szkody wywoływały zamieszanie gorsze niżli podczas zamachu na ministra magii.
-Dorcia, ja po prostu nie mam co założyć. Wszystko jest do kitu.- mruknęła z pretensja odrzucając kolejna sukienkę na fotel stojący przy oknie, który obecnie wyglądał jak wielkie stoisko z ciuchami. Meadowes popatrzyła na zielonooką z dezaprobatą i rozdrażnieniem. Czy naprawdę wszyscy musieli jej dzisiaj działać na nerwy? A może to ona działała na nie innym.. Chyba czas najwyższy przestać udawać panią domu.
-No dobra, chodź to ci cos doradzę.- Rzuciła szczerząc szeroko żeby w podstępnym uśmiechu. Miała już plan . Przeszły przez korytarz i zatrzymały się przed łukowymi drzwiami. Brunetka przekręciła gałkę i wślizgnęła się do środka wpuszczając nieco światłą do wnętrza. Okazało się, ze byłą to jedna wielka garderoba, która najwyraźniej została tu przetransportowana magicznie przesz jej rodziców. Niewątpliwie panna Evans nie widziała jeszcze tylu ubrań w jednym miejscu nie licząc oczywiście sklepów.
-Teraz już wiem dlaczego wyrzucasz każdy ciuch po jego założeniu- Zachichotała opadając na czerwona kanapie, stojącej w rogu.
-Chyba nie myślisz, ze dwa razy pojawie się w tym samym!- obruszyła się odgarniając swoje kruczoczarne fale na plecy. Dla Dorcas wygląd zewnętrzny był jedną najważniejszych rzeczy. Lily zlustrowała ja wzrokiem z nieznaczną nut rozbawienie, która na sekundę pojawiła się w jej oczach. Sama nie przywykła do takich obłędnych luksusów.
-Dobra, nie wnikam – powiedziała uśmiechając się szeroko. Jedyną rzeczą na której aktualnie zależało była sukienka. Ale nie byle jaka, miała być wyjątkowa, subtelna ale jednocześnie seksowna. Na imprezę miało przybyć  dużo znajomych z Hogwartu i przyjaciele Huncwotów z okolicznych miejscowości. W końcu trzeba dobrze się zaprezentować. Nie miała zamiaru kolejny raz wystąpić w czarnej mini, mimo iż ta propozycja była niezwykle kusząca. Dor podeszła do wieszaków i zaczęła przetrząsać kolejne partie ciuchów. W końcu wróciła z naręczem barwnych kostiumów i rzuciła je na kolana rudowłosej.
-Przymierzaj!- oznajmiła zakładając ręce na piersi. Evans spojrzała na nią niepewnie.
-Nie możemy najpierw zrobić jakiejś selekcji?- Zapytała z nadzieję w głosie. Tego wszystkiego nie zdąży na siebie włożyć w ciągu 24 godzin. Dwudziestu czterech długich, bardzo  męczących godzin.
-No dobra. Może kolorami? – wzięła do ręki  różową tunikę i zielona zwiewną sukienkę z klamra pod biustem. –Którą wybierasz? -  Lily zlustrowała krytycznym wzrokiem obydwie rzeczy.
-Zdecydowanie zieloną- powiedziała kiwając głową.

Ostatecznie wybór padł na kremową sukienkę z głębokim dekoltem i marszczeniami podkreślającymi talię. Dorcas zdecydowała się na krótka, czerwoną mini z czarnymi ćwiekami na ramionach. Całą kreacje dopełniały czarne szpilki. W czasie, kiedy dziewczyny zajmowały się poszukiwaniem strojów Huncwoci  dekorowali pomieszczenia.  Bodź co bądź, ale pomysłów im nie brakowało. Na każdym kroku można było się natknąć na serpentyny i różne ozdóbki. Jednak nie wszystko szło po ich myśli. Blackowi udało się niechcący znokautować Remusa butelką piwa kremowego, dzięki czemu na twarzy Lunatyka pojawił się sporych rozmiarów, fioletowy siniak, który na pewno nie był cenną charakteryzacją, toteż Łapcio nie znalazł się w najlepsze sytuacji, jeżeli można ją w ogóle nazwać „dobrą”. Zakończyło się  to podbitym okiem Syriusza. Na szczęście Lily znała odpowiednie zaklęcia i zaledwie po kilku sekundach wszystkie te ślady zniknęły i chłopcy mogli powrócić do wykonywanej czynności.
-Następnym razem trzymaj lepiej łapy z daleka ode mnie- burknął Lupin patrząc na Blacka z dezaprobatą. Trudno było się dziwić. Było to absolutnie normalna reakcja po przeżytym zdarzeniu. Czarnowłosy oderwał się od  ustawiania pułapek z konfetti i spojrzał na przyjaciela z niewinnym uśmieszkiem, który miał obrazować brak jego winy w wypadku.
-Wiesz Lunio, to był czysty przypadek, miałem śliskie ręce- tłumaczył się szczerząc szeroko nieskazitelnie białe zęby. Gdyby Remus był dziewczyna zdecydowanie uległby jego urokowi, jednak jako, ze nią nie był nie wywołał pożądanego efektu.
-Nie susz tak tych kłów tylko skończ to wreszcie bo mam ochotę kolejny raz podbić ci oko.- burknął wywracając oczami. Był w wyjątkowo złym humorze, jednak miał nadzieję, ze wieczorem to się zmieni dzięki przybyciu pewnej osoby.. Otrząsnął się z myśli i machnął różdżką zatrzaskując wszystkie szklane przedmioty w szafce przy oknie. James gimnastykował się próbując zawiesić wielki transparent, jednak niezbyt mu to wychodziło, gdyż najwyraźniej zapomniał o posiadaniu mocy magicznej, czego nie omieszkała mu wypomnieć jego własna dziewczyna, która aktualnie wparowała do salonu trzymając w dłoniach sporych rozmiarów karton o nieznanej zawartości. Spojrzała na niego z politowaniem i bez zbędnego wysiłku sprawiła, że na ścianie pojawił się powitalny napis.
-Nie musisz dziękować.- powiedziała chytrze się uśmiechając . Kochała mieć ta satysfakcję, że potrafi zrobić coś lepiej. Czysto egoistyczne podejście, jednak taka byłą już nasza Lily. Reszta przygotowań minęła bez burzliwych wydarzeń i równo przed ósmą Grupka przyjaciół czekała niecierpliwie na gości, którzy powoli zapełniali pomieszczenia.

Przeciskała się miedzy ludźmi z kieliszkiem w ręce ciągnąc za sobą Dorcas, która z niechęcią wyrwała się z  objęć Blacka. Była nie zadowolona z faktu, że ktokolwiek śmiał się zakłócić jej spokój.
-Czy ty zawsze musisz się zjawiać w niewłaściwym momencie?- prychnęła odgarniając z czoła czarne fale, które powoli wysuwały się z misternego koka. Rudowłosa zlustrowała ja wzrokiem szeroko się uśmiechając, co nie uszło uwadze dziewczyny.
-A ty co taka w skowronkach?- Meadowes popatrzyła na przyjaciółkę podejrzliwie. Humor panny Evans nie był spowodowany jakimiś szczególnymi wydarzeniami.
-Tak po prostu!- powiedziała podniesionym głosem próbując przekrzyczeć muzykę. Miałą lekko zaróżowione policzki niekoniecznie z powodu pudru, którym została potraktowana kilka godzin wcześniej.
-Ta, jasne, a ja jestem święty Mikołaj- prychnęła Dorcas poprawiając się podciągająca się ku górze sukienkę. – chcesz coś konkretnego?- Zapytała, jednak nie dane jej było usłyszeć odpowiedzi gdyż James brutalnie odciągnął od niej zielonooką prowadząc w stronę drzwi wejściowych. Patrzyła na niego pytająco jednak on uśmiechnął się do niej szarmancko i wyprowadził na wolna przestrzeń.
-Muszę ci kogoś przedstawić – powiedział obejmując ja ramieniem. Przymknęła na chwilę oczy by wczuć się bardziej w panująca atmosferę. Byłą ciekawa kogo mógłby jej przedstawić James. Nigdy nie wspominał o żadnych znajomych z poza szkoły. Pogrążona w myślach nie zauważyła, ze podszedł do nich wysoki brunet , który był jej aż tak dobrze znany.
-Lily, poznaj Adama- Rudowłosa podniosła wzrok by spojrzeć na chłopaka jednak już po chwili zastygła w bez ruchu, a cały dobry nastrój nagle wyparował. Wróciły wspomnienia. Jednoczenie poczuła żal, złość i przerażenia. To co się działo po prostu nie mogło być prawdą…  Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, ze wpatruję się w niego jak głupia z rozdziawionymi ustami. Szybko zacisnęła zęby, a w jej oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki, które nie wróżyły nic dobrego. Teraz już nie miała żadnych wątpliwości. Zalała ją nagła fala wściekłości. Adam patrzył na nią z nie mniejszym zdziwieniem
-Ty?- Zdołała z siebie wyksztusić nie przewidując, ze z zewnątrz to zdecydowanie musiało wyglądać dziwnie.
-Wy się znacie?- Potter spoglądał to na Evans, to na chłopaka z dezorientacja, która była ukazana nawet w jego głosie. Trudno było się dziwić.
-Tak!- Szatyn ocknął się wreszcie i uśmiechnął szelmowsko przybierając luźną pozycję. Lily zszokowana jego zachowaniem zmarszczyła brwi ukazując spojrzenie pełne pretensji i oburzenia.
-Tak? Tak? Ja ci zaraz dam tak ty kretynie!- wybuchła wyrywając się z uścisku Rogacza, który teraz  stał w miejscu z nieopisanym wyrazem twarzy.
-Ruda, to nie tak jak myślisz!- wypalił przybliżając się do niej. Fakt, kiedyś ją okłamał, ale przecież nie wiedział..
-A jak? Zostawiłeś mnie tak po prostu! Bez pożegnania, jednego głupiego słowa!- prychnęła dźgając go palcem w klatkę piersiową. Nie potrafiła stłumić emocji, które napierały, żeby wydostać się na wierzch. Nie obchodziło ja, ze wszyscy patrzą. Nie, to było nie istotne. Liczył się tylko ból i upokorzenie.
-Ja nie wiedziałem!  Myślałem, ze jesteś zwykła mugolką, nigdy nie mówiłaś, ze jesteś czarownicą-odparł wsuwając ręce do kieszeni z nieznacznym zakłopotaniem. Powoli wokół trójki nastolatków zbierał się tłumek gapiów zaintrygowany zaistniała sytuacja.
-Ty też nie uświadomiłeś mi tego, wiec nie masz prawa mi tego zarzucać!- Odgryzła się zakładając ręce na piersiach. Kiedyś go kochała… Jak w ogóle mogła go kochać? Takiego zimnego drania, bez jakichkolwiek uczuć i pożałowania. Godny potępienie apodyktyczny kretyn.
-Nie chcę z tobą gadać, Nigdy więcej!- wrzasnęła i odwróciła się na pięcie kierując się w stronę schodów. Czuła jak po jej pliczkach spływają pojedyncze łzy pociągając za sobą starannie zrobiony makijaż. Wbiegła po schodach i zatrzasnęła się w jednej z sypialni rzucając się na miękkie łóżko. Wbiła wzrok w sufit. Nie zważała na fryzurę. Wtuliła twarz w aksamitny materiał poduszki. Teraz, kiedy wszystko było takie piękne musiał się pojawić i zniszczyć wszystko co do tej pory tak skrupulatnie budowała. Wtargnąć swoimi zabłoconymi buciorami w jej życie. Westchnęła głęboko i walnęła pięściami w materac, gdy usłyszała skrzypienie drzwi. Zastygła w bezruchu zaciskając palce na prześcieradle. Poczuła jak łóżko ugina się pod ciężarem ciała, a następnie ciepłe ramie Jamesa. Odetchnęła z ulga i wtuliła się w tors chłopaka. Nie lubiła wracać do przyszłości, ale czasem ona dopadała ją.
-Lily..- Zaczął dotykając delikatnie dłonią jej mokrego policzka i odgarniając Rudy kosmyk z twarzy. Popatrzyła na niego szklącymi się oczami, dostrzegając jedynie kontury jego postaci.
 -Ja chyba mam pecha- mruknęła słabym głosem.
-Mogłabyś mi powiedzieć co się wtedy stało?- powiedział cicho. To było pewne, ciężko jest wracać do przeszłości, ale była mu to winna, zresztą sobie też.
-Dobrze, słuchaj uważnie

28. "Rozterki rudowłosej"


Myśl o nieznajomym chłopaku nie dawała jej spokoju przez pół nocy. Miała nieodparte wrażenie, że już kiedyś go wiedziała, jednak przy tak słabym oświetleniu, ciężko jej było go zidentyfikować. W głębi duży miała nadzieję, że spotka go kolejnego dnia, może wtedy miałaby czyste sumienie. Obudziła się stosunkowo wcześnie. Zegarek wskazywał godzinę ósmą. Westchnęła głęboko i wyśliznęła się spod kołdry. Podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Uśmiechnęła się nie znacznie na widok ustrojonych drzewek. Przysięgła sobie, ze już nie będzie rozpamiętywać przyszłości i we w miarę dobrym nastroju opuściła pokój. Skierowała się do łazienki i wzięła szybki prysznic, który do końca otrzeźwił jej zmysły. Założyła, długi, tunikowy sweter do fioletowych leginsów, do tego puchate kapcie i  wślizgnęła się po cichu do sypialni Jamesa.  Zachichotała w duchu spoglądając na  rozłożoną na łóżku postać chłopaka. Wyglądał jeszcze bardziej słodko niż zwykle. Położyła się koło niego.
-Jeszcze pięć minut.- wymruczał przekręcając się na drugi bok. Pocałowała go delikatnie czekając na reakcję. Otworzył oczy i spojrzał na nią ze zdziwieniem.- Lily?- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Oplótł ja ramieniem i przyciągnął do siebie. Ich usta ponownie złączyły się w  miłosnym tańcu. Oderwała się od niego. Rzucił jej wymowne spojrzenie.
-Nie rób mi tego- jęknął.  Zaśmiała się i cmoknęła go przelotnie.
-Nie teraz.- puściła mu oczko i wyszła z pokoju. Kąciki jego warg drgnęły lekko. Wtulił się w poduszkę, i już po chwili spał twardym snem.
Zeszła na dół. Okazało się , ze pani Potter już krząta się  w kuchni szykując śniadanie. Przywitała się z nią i nalała sobie wody.
-Chłopcy jeszcze nie wstali?- Dorea wbiła wzrok w jajecznicę.
-Nie, śpią jak zabici.- Zachichotała i pociągnęła łyk ze szklanki.
-Jak zawsze. Nie ma mowy wyciągnąć ich z łóżka dobrowolnie przed dwunastą.- westchnęła i machnęła różdżką i przywołała pomidory, które pokroiły się niewidzialnym nożem i wpadły do sałatki. Lily przyglądała się temu z podziwem. Nigdy nie miała sposobu zetknąć się z czarodziejską kuchnią. Jedyną taką możliwość miała podczas letniego pobytu u Dorcas, jednak u niej wszystko robiła domowa skrzatka.
-Skąd ja to znam.- odparła siadając przy stole.

Dorcas przybyłą koło pierwszej dzięki proszkowi  fiuu. Pierwsze co zrobiła, to rzuciła się na Syriusza z dziką zawziętością, co zostało skomentowane przez resztę nastolatków wybuchem śmiechu.
-Uważaj po mnie udusisz.- stwierdził żartobliwie Łapa całując ja namiętnie na przywitanie.
-Oj tam, oj tam- zachichotała .
-Ekhem, przypominam, że my też tu jesteśmy.- Lily żartobliwie wyszczerzyła zęby do przyjaciółki. Wymieniły się uściskami . – Muszę z tobą pogadać.- Szepnęła rudowłosa, tak, żeby nikt z pozostałych jej nie słyszał. Meadowes przytaknęła głową i pomachała do Jamesa.
-Zapowiadają się zwariowane święta.- Rogacz zmierzwił czuprynę uśmiechając się zawadiacko.
-A czego oczekiwałeś zapraszając do siebie te diablice?- prychnął Black . Dorcas dała mu kuksańca w bok, a jej kąciki ust lekko zadrgały.
-Nie pozwalaj sobie. – skwitowała wymieniając znaczące spojrzenia z Lilką.
-To była taka przenośnia – wytłumaczył , szczerząc się do dziewczyny.
-Ja już nam twoje przenośnie Łapciu.- oznajmił rzeczowo.
-Daj spokój Meadowes.- James rozsiadł się w fotelu z  założonymi rękami. – nie oszukujmy się.- dodał z błyskiem w oku.
-Uważaj, bo zaraz oberwiesz w ten pusty móżdżek.-  Ruda wystawiła mu język o oparła dłonie na biodrach.
-Skarbie, nie denerwuj się, zachowaj spokój.- rzuciła mu wymowne spojrzenie. – Dobra, już nic nie mówię.- wybuchnęły śmiechem.
-Dobra, idziemy na górę.- wszyscy zgodnie pokiwali głowami i zaczęli się wspinać po schodach.
-Ej! A kufer to się sam zaniesie?-  wypaliła Dorcas z politowaniem. Syriusz przejechał dłonią po twarzy i wciągnął go na piętro.
-Dziękówka skarbie.- posłała mu całusa i dołączyła do Lily.
-Nie rozpakuj się jeszcze – Black wymienił znaczące spojrzenia z Jamesem. Dziewczyny uniosły lekko brwi.
-Co wy znów knujecie.?- dopytywała się Meadowes łypiąc na nich podejrzliwie.
-Nic takiego, ubierzcie się bo zaraz wychodzimy.- Łapa obdarzył ich jednym ze swoich zniewalających uśmiechów.
-Wole nie wiedzieć co znowu wymyśliliście.- westchnęła  rudowłosa.

Szli zaśnieżonymi uliczkami żartując i śmiejąc się z głupot opowiadanych przez chłopaków.
-Może w końcu ujawnicie skrawek tajemnicy i powiecie nam coś?- Dorcas spojrzała błagalnie na narzeczonego.
-Niedługo się dowiecie. Ale na pewno nie będziecie zawiedzione.- parsknął śmiechem Syriusz szturchając Pottera łokciem.
-Trzymam cię za słowo.- skwitowała brunetka.  Syriusz zasłonił jej oczy dłońmi.
-Ej, co ty do cholery robisz?- oburzyła się  próbując wyrwać się z jego uścisku.
-Nie wierć się  to będzie szybciej.- urwał powstrzymując się od śmichu. Stali przed dużym, kremowym budynkiem, okolonym pasmem żywopłotu okrytym białym puchem. Uwolnił dziewczynę i z ciekawością czekał na jej reakcję.
-Tą niespodzianką miało być przyglądaniu się temu domowi?- spytała z politowaniem.
-NASZEMU domowi- powiedział akcentując pierwsze słowo.
-Chyba żartujesz.- wpatrywała się w niego ze zdziwieniem. Pokręcił przecząco głową. Rzuciła się mu na szyję.
-Och, Łapciu, jak ja cię kocham!- obdarzyła go namiętnym pocałunkiem.
-Miałem nadzieję, ze będziesz miała ochotę go zwiedzić.- poruszył znacząco brwiami. Lily i James wymienili znaczące spojrzenia nie wtrącając się do konwersacji pary.
-No pewnie. Zadajesz niesamowicie głupie pytania. – Zachichotała wymieniając znaczące spojrzenia z zielonooką.  Podeszli do dużych, dębowych drzwi z rzeźbioną kołatką w kształcie smoka. Weszli do środka i z ciekawością rozejrzeli się po czekoladowym wnętrzu. Wszystko było w tonacji brązu i beżu przeplatanego gdzie nie gdzie odcieniami czerwieni i bieli. Rozebrali się i wkroczyli do kolistego salonu okolonego regałami z książkami i misternymi wzorami.
-Nie no, o wszystko was można podejrzewać, ale nie o to.- Ruda parsknęła śmiechem opadając na skórzaną kanapę koło przyjaciół. Odgarnęła włosy na plecy przyglądając się uważnie otoczeniu.
-Nie doceniasz nas – skwitował Syriusz rozpierając się wygodnie na fotelu naprzeciwko kominka jarzącego się pomarańczowym blaskiem.
-Ja was po prostu ZNAM-  powiedziała kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo.
-Widać jednak nie- żachnął się szarmancko szczerząc zęby. – W każdym razie planujemy tu spędzić resztę ferii, co wy na to? – oznajmił z błyskiem w oku lustrując ich wzrokiem.
-Nie można było tak od razu.?- wybuchli śmiechem.
-Jak wy lubicie wszystko utrudniać.- Evans spojrzała z pretensją na jamesa. Uśmiechnął się do niej niewinnie.
-Wtedy jest ciekawiej.

Wrócili do domu Potterów i zabrali z niego swoje rzeczy. Cała czwórka byłą wyraźnie uradowana z tego faktu, a każdy miał ku temu inne powody. Lily będąc w towarzystwie przyjaciół kompletnie zapomniała o nieznajomym chłopaku, który tak uporczywie drażnił jej myśli podczas minionej nocy. Nie wiedziała jeszcze, jak dużo się zmieni w ciągu tych kilku dni.. Słońce chylił się ku zachodowi roztaczając wielobarwną poświatę na ośnieżone uliczki, ukazując ich najgłębsze sekrety. Mimo nie ustającego zimna , przechadzali się wzdłuż zmarzniętych chodników śmiejąc się do rozpuku i nie zwracając uwagę na przechodniów spoglądających w ich stronę z zaciekawieniem i nuta zażenowania. Ostatecznie Lily z Jamesem zajęli sporych rozmiarów sypialnie znajdująca się na piętrze. Stało tam wielkie, przytulne łóżko obłożone ze wszystkich stron kolorowymi, satynowymi poduszkami, natomiast Dorcas i Syriusz usytuowali się w sąsiednim pokoju, utrzymanym w kompletnie innych barwach zieleni i żółci. Remus miał przyjechać po świętach, jednakowoż nie było to do końca pewne. I w końcu nadszedł upragniony przez wszystkich 24 grudnia. Dorea krzątała się po kuchni  z wymalowanym na twarzy skupieniem. Wszyscy unikali starcia z panią domu. Huncwoci mieli za zadanie ubrać choinkę. Wtargnęli do salony z naręczem kartonów i toreb wypełnionych przeróżnymi ozdobami i świecidełkami. Pan Potter przyniósł z okolicznego lasku olbrzymie, rozłożyste drzewko bożonarodzeniowe.
-Cos czuję, ze to nie przeżyje do wieczora.- Zachichotała rudowłosa zawieszając na gałązce szklaną bombkę. Łapa niezdarnie próbował umieścić łańcuch wychylając się maksymalnie na krześle. Zdecydowali, ze zrobią to bez użycia magii.
-Jak spieprzysz się na ta choinkę to przysięgam, że osobiście  pozbawię cię głowy- Oznajmiła Meadowes podejrzliwie wpatrując się w chłopaka. Uśmiechnął się do niej szelmowsko.
-Obawiam się, ze tego nie zrobisz.- odparł z udawaną powagą.
-Zaraz zobaczymy- prychnęła  ironicznie.
-Spokój zakochańce, wiem, ze wasze metody wyrażania swojej miłości są stosunkowo dziwne, ale moglibyście się przymknąć? – zasugerowała Lily mierząc ich przenikliwym wzrokiem.
-Ruda, daj spokój, już prawie udało mi się ja wykurzyć- Black spojrzał na dziewczynę z politowaniem.
-Przykro mi, ze ci przerwałam!- wywróciła oczami i wyciągnęła z pudełka dwa aniołki.
-Przeprosiny zostały przyjęte.
-Ale ja cię wcale nie przepraszałam Łapciu- parsknęła śmiechem.
-Wy sobie tu posiedźcie a my idziemy na górę.- Dorcas pociągnęła zielonooka w stronę schodów.
-Mamy to wszystko zrobić sami?- James z idiotyczną mina zlustrował drzewko. – Nie róbcie nam tego- szepnął błagalnym głosem.
-Przykro skarbie- Lily przesłała mu całusa i zniknęła na piętrze.

Usiadły przy kominku na kremowej kanapie. Czarnowłosa zlustrowała wzrokiem przyjaciółkę. Przez cały czas pobytu u Potterów nie miały czasu porozmawiać ze sobą na osobności. Powróciły wspomnienia i niepewności ówczesnego wieczoru. Evans westchnął głęboko. Nie lubiła zagadek i nie rozwiązanych sytuacji.
Zagubiona w bezcielesnych myślach istnienie,
Miłością nieokrzesaną i spragnioną nikłej codzienności
-Wiec o czym chciałaś ze mną porozmawiać?- Zapytała Meadowes wpatrując się w ogniki tańczące wesoło na palenisku.
-Mam pewien… problem- powiedziała z zastanowieniem marszcząc lekko brwi.
-Jaki?- spojrzała na nią wyczekującą .
-Nie wiesz, czy w tych okolicach  nie mieszka żaden chłopak, który w najbliższym czasie chodził, lub ukończył Hogwart?- wypaliła bezwiednie opadając na oparcie.
-Nie wiem, zdaje się, że tylko Zabini- oświadczyła. Nie, to na pewno nie był on. Poznała by. Czyli miała do czynienie z kimś pozornie nie znajomym… Powoli zaczynało ja to przeraża. Nie cierpiała mieć poczucie, ze ktoś ją wyraźnie zna a ona nie jest w stanie stwierdzić tego samego.  W jej głowie błądziły nieodczytane myśli związane z przeszłością. Starała przypomnieć sobie ową twarz, która tak zapadła jej w pamięć, mimo iż nie widziała jej dokładnie. Tak naprawdę nie byłą pewna, czy w ogóle jest w stanie rozpoznać kogokolwiek w tak nikłym świetle latarni. Wiedziała, ze musi ponownie go spotkać , żeby odprężyć umysł. Może wtedy by się wszystko wyjaśniło? Dotychczas jej życie miało formę pięknej bajki nie zmąconej nawet najmniejszym okruchem smutku. Idealne oceny, chłopak, przyjaciele, rodzina.. Wszystko było aż nadto idealne. Wiedziała, ze kiedyś to wrażenie pryśnie jak bańka przebita cienka igłą losu.
-Aha, na pewno tylko on?- dopytała się z nadzieją w głosie.
-Tak, ale jak chcesz mogę się dopytać łapy.- zasugerowała trzeźwo.
-Nie, niema takiej potrzeby.- Ucięła.
-Coś cię gryzie.- Bardziej stwierdziła niż zapytała. Zielonooka spojrzała na Dorcas nieobecnym wzrokiem.
-Można tak powiedzieć.
-Daj spokój, mi nie powiesz?-  Czarnowłosa parsknęła śmiechem ukazując rządek białych zębów.
-Oj no dobra.- zachichotała pochylając się nad przyjaciółka.

27. "Nieoczekiwana zmiana planów cz.2"


Co jak co, ale takiej kolacji jeszcze nie jadła. Może nie chodzi tu konkretnie  o sam posiłek, ale o jego ilość. Matka Jamesa, zdecydowanie stwierdziła, że Lily jest zbyt chuda i powinna się lepiej odżywiać.  Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że osobiście dopilnowała by zjadła trzy parówki, zapiekankę ziemniaczaną, do tego dwa tosty i zupę, nie zapominając się o deserze składającym się z cista i owoców. Rudowłosa z rezygnacją dziobnęła ostatni kawałek jabłecznika. Nie wiedziała, czy to jakoś wpłynie na jej figurę, ale była pewna, że na żołądek tak. Z Ulgą odeszła od stołu w miedzy czasie odmawiając dokładki. Weszła na górę razem z chłopakami z trudem unosząc nogi. Miała ochotę na chwile odpoczynku. Jak zawsze po jedzeniu ogarniała ją fala senności. Oparła się pokusie klapnięcia na łóżko i zakopania się w kołdrze i usiadła na beżowym fotelu w pokoju Rogacza.
-Widzę, że mamuśka doprowadza cię do stanu nieużywalności.- Zachichotał  mierzwiąc kruczoczarne włosy, które zdążyły mu opaść na oczy. Zaśmiała się cicho i podciągnęła nogi pod brodę. Nagle zdała sobie sprawę, ze słowa " nie dziękuję, nie jestem głodna" i "już się najadłam" nie miały największego znaczenia.
-Może w kwestii ciężkości. W reszcie jest spoko - Odparła po chwili namysłu wciskając się w siedzenie.
-Wiesz Ruda, twoje pęciny są zbyt chude.- Stwierdził Syriusz puszczając oko do Jamesa. Obydwoje wybuchli śmiechem. Uwaga niezbyt rozbawiła młodą Evansównę. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas, gdyż osobiście uważała, ze jest lekko przy tuszy i potrzebuje diety.
-Proszę bardzo, nabijajcie się ze mnie, a ja tu się trochę zdrzemną- Rzuciła ironicznie zakładając ręce na piersi.
Nie lubiła gdy ktokolwiek rozważał w jakikolwiek sposób jej wygląd, a w szczególności w jej obecności. Tak, to było podłe. Może to tylko kwestia humoru? Zdecydowanie dzisiaj rodzina dała się jej we znaki. Ale czego właściwie oczekiwała? Że wszyscy zaakceptują jej odmienność? Może i tak. Przynajmniej tak było w innych domach. Ale nie tutaj. Petunia zdecydowanie wolała unikać styczności ze światem magicznych. W pewnym sensie ją to cieszyło, jednak z drugiej strony czuła do niej lekki żal. W tej chwili mało ja to obchodziło. Miała wspaniałego chłopaka, może zbyt zarozumiałego, ale jednak. Kochała go, ale czy on ją kochał? Zdała sobie sprawę, ze rzadko jej coś takiego wyznawał. Czuła się głupio podważając jego uczucia, ale taka już była. Niezmiennie kierująca się mózgiem Lily Evans. Odgoniła od siebie niechciane myśli i powróciła do rzeczywistości.
-Duma została urażona.- Łapa parsknął śmiechem rozkładając się na łóżku
-Żebyś wiedział Łapciu. Pilnuj swojego nosa.- prychnęła pokazując mu język. Spojrzała ukradkiem na Pottera, który przyglądał się jej z uwagą . W jego orzechowych oczach dostrzegła wyraz jakby.. tęsknoty? Nie to nie możliwe. Za czym mógłby tęsknic James Potter?
-Ja swojego pilnuję. Wybaczcie, ale opuszczę was na jakiś czas. Nie płaczcie za mną.- powiedział opuszczając pokój. Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem, następnie powróciła do beznamiętnego wpatrywania się w ścianę.
-Lily?- Usłyszała koło siebie głos chłopaka. Odwróciła się w jego stronę z zaciekawieniem. Uśmiechnął się do niej ciepło.
-O czym tak myślisz?- Spytał świdrując ją swoimi brązowymi tęczówkami. Na jej twarzy pojawił się wyraz głębokiego zastanowienie, może udawanego? Nie, ona zdecydowanie czuła, że on coś przed nią ukrywa i to właśnie było powodem zamyślenia.
-O niczym, po prostu jestem zmęczona.- Skłamała opuszczając głowę  i bawiąc się końcówkami włosów. Nie umiała kłamać. Była pewna, ze jej zaróżowione policzki ja zdradzą.
-Przyrzeknij mi coś.- Wyszeptała.
-Co?- usiadł na poręczy fotela i pogładził ją po rudych pasmach.  Zawahała się nieznacznie i podniosła wzrok.
-Właściwie czemu ze mną jesteś?- Zdała sobie sprawę, ze te pytanie było wyjątkowo głupie, ale nie potrafiła tego inaczej określić. Czekała na jego reakcję z niecierpliwością. Ku jej zdziwieniu wybuchnął śmiechem.
-A jak myślisz? Jesteś jedyna dziewczyną która nie od razu oparła się mojemu wdziękowi.- zachichotał. Oczy świeciły mu się ciepłym blaskiem, jak dwa wesołe ogniki. Uśmiechnęła się mimowolnie.
-Tylko za to?- Dopytywała się.
-Jasne , że nie! Jesteś piękna, inteligenta, seksowna. Jesteś moją Lily. Wyszczerzył szeroko zęby zadowolony ze swojej odpowiedzi.
-Wow, James nie poznaje cię.- Zachichotała i przyciągnęła go do siebie, składając na jego ustach delikatny pocałunek.
-Masz jeszcze na to czas.

Rozparła się wygodnie na kanapie zahaczając nogami o stolik. Zdecydowanie ta chwila nie należała do najlepszych w jej życiu, gdyż niezbyt lubiła zbyt długo przebywać w tej posiadłości. Mimo, ze jako tako akceptowała samotność, to aktualnie bardzo pragnęła bliskości drugiej osoby. Rodzice zdecydowanie nie  przejawiali nawet najmniejszego zainteresowania losem córki. Jedyne co ich obchodziło to honor i kultura, której nad wyraz przestrzegali. Dorcas była wychowana w domu pełnym dystansu i chłodu. Musiała zachowywać się nienagannie , co bardzo jej przeszkadzało. Nie lubiła ograniczeń i barier życiowych. Czuła się jak w klatce bez wyjścia. Otoczona schludną sukienką i poważnym wyrazem twarzy. Pod tą powłoką kryła się zwariowana dziewczyna, na dodatek niezwykle pyskata, a czasami nawet trochę wyniosła i ironiczna.
-Dorcas, kolacja!- Usłyszała oschły głos matki dobiegający z dołu. I znowu zaczynają się dni rutyny i porządku. Z niechęcią zwlekła się z łóżka i  opuściła przytulny pokój. Rzuciła przelotne spojrzenie na rodzicielkę i zabrała się do jedzenia.  Z trudem przełknęła tosta i bez słowa wróciła do sypialni. Weszła do garderoby i rozejrzała się po pomieszczeniu. Czego jak czego, ale ciuchów jej nie brakowało.
Rodzice to zwykli materialiści- przeszło jej przez głowę. Westchnęła głęboko i zaczęła przeglądać szafy. Umówiła się z Syriuszem, że zabierze ją z stąd do siebie.  Niedawno dostała list od chłopców, z którego dowiedziała się, że Lily jest już na miejscu. W sumie zapowiadało się bardzo ciekawie. Uśmiechnęła się do siebie ściągając z wieszaka beżową sukienkę. Wrzuciła ją do kufra i kontynuowała poszukiwania. Ostatecznie musiała użyć zaklęcia zmniejszającego, żeby wszystko pomieścić. Nie mogła się zdecydować w większości przypadków, więc zabrała ze sobą dwa razy więcej ciuchów, niż planowała. Przywołała do siebie domową skrzatkę. Ukłoniła się jej posłusznie
-Pani mnie wzywała- zapiszczała cieniutkim głosikiem spoglądając na czarnowłosą swoimi dużymi oczami.
-Tak, mogłabyś udać się teraz do domu państwa Potter z tym listem?- Spytała wręczając jej zwitek pergaminu.
-Oczywiście panno Dorcas.- zniknęła się z cichym pyknięciem.

Wciągnęła na ramiona płaszczyk i mocowała się z zapięciem.
-Na pewno nie chcesz, żebym z tobą poszedł?- James spojrzał na nią z troską. Uśmiechnęła się przepraszająco.
-Chce coś przemyśleć.- powiedziała spokojnie. Bardzo chciała ogarnąć myślami to wszystko. Chociaż w jej głowie błądziła masa pytań bez odpowiedzi, wolała nie zagłębiać się w tym za bardzo. Potrzebowała chwili wytchnienia, a świeże powietrze na pewno oczyści zabałaganiony umysł, przynajmniej po części. Wyszła  na zewnątrz  i wolnym krokiem skierowała się w stronę bramki. Dopiero teraz mogła przyjrzeć się okolicy z dokładnością.  Przed nią ciągnęła się masa domków ustawionych w równym rządku wzdłuż ulicy. Ruszyła zaśnieżoną aleją. Jej twarz smagały ostre podmuchy wiatru, a śnieg osiadał na kasztanowych włosach. Delikatne płatki opadały lekko na ziemie ginąc w białym puchu.
-Ej Ruda!- Usłyszała za sobą nieznany jej dotąd głos. Zmarszczyła lekko brwi, jednak z ciekawością odwróciła się w stronę nieznajomego. Był to wysoki mężczyzna o brązowych włosach i jasno zielonych oczach. Szedł w jej stronę sprężystym krokiem. Wydawało jej się, ze już kiedyś go widziała, jednak nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Czuła lekki strach przed chłopakiem. Zatrzymała się nerwowo zaciskając palce na różdżce.
-Skąd ten pomysł, by taka piękna kobieta spacerowała samotnie w taką pogodę?- Spytał z lekko ironicznym uśmiechem. Miał nieco ostre rysy twarzy, ale wyglądał na około dwadzieścia lat, może mniej . Lily niespokojnie zrobiła krok w tył.
-Nie twój interes.- odparła oschle nie spuszczając z niego wzroku. Przybliżył się do niej z satysfakcją.
-Może potrzebujesz towarzysza?- zasugerował taksując ją wzrokiem. Poczuła się niezręcznie. Miała wrażenie, ze przez chwilę widziała w jego oczach nutę pożądania? Nie, musiało jej się zdawać. Pokręciła delikatnie głową.
-Nie.- ucięła odwracając się na pięcie. Poczuła na swoich dłoniach stalowy uścisk.
-Nieładnie tak odchodzić bez pożegnania- usłyszała przy uchu. Po jej ciele przeszedł dreszcz strachu.  Zdecydowanie wyrwała się z jego uścisku,
-Nie sądzę.- powiedziała zachowując zimną krew. Żałowała, że jednak nie poszła z Jamesem.
Spojrzał na nią przenikliwie.  Stwierdziła, że jest on bardzo przystojny, jednak mimo wszystko w obecnej sytuacji budził niej lęk. Jej umysł zaczął tworzyć najróżniejsze czarne scenariusze, jakie mogłyby tylko istnieć.
- Lubię takie !- parsknął śmiechem.
-Jakie?- prychnęła zakładając ręce na piersiach. W tej chwili może troszkę przypominał jej Pottera? Zdecydowanie był bardziej ironiczny i wyniosły, ale poza tym dałoby się znaleźć jakieś podobieństwo.
-Niedostępne.- Zadarła wysoko głowę by spojrzeć na jego twarz. Uśmiechał się z naturalną drwiną.
-I zajęte- Dodała z satysfakcją, kierując się w stronę domu Potterów.
-To nie problem.- Skwitował przyciągając ja do siebie. Wyrwała się gwałtownie z jego objęć.
-więcej tego nie rób.- Wysyczała już prawie biegnąc.
-Jeszcze się zobaczymy Evans!- Usłyszała za sobą. Do cholery skąd znał jej nazwisko? Nawet trochę jej się to nie podobało. Czuła się osaczona, w sytuacji bez wyjścia. Wiedziała, że szybko tym nie zapomni. Nie lubiła takich sytuacji, a w szczególności obcych facetów, którzy znali jej dane osobowe. Westchnęła głęboko i popchnęła furtkę. Szybkim krokiem przebyła  odcinek dzielący ją od drzwi. Jedyne o czym teraz marzyła, były silne ramiona Jamesa i przytulne łóżko.  Rozebrała się i wspięła się po schodach  na górę. Usiadła w beżowym fotelu i wbiła wzrok w ścianę naprzeciwko. Ciągle miała w głowie obraz nieznajomego chłopaka. On ją znał, a ona nie miała kompletnego pojęcia kim jest. Nawet nie zauważyła gdy do pomieszczenia wszedł Potter i od jakiegoś czasu przyglądał się jej uważnie.
-Lily? Nic ci nie jest?- Spytał w  końcu z troską. Otrząsnęła się z myśli i spojrzała na niego z dezorientacją.
-Mi? Nie, nic.
-Przecież widzę.- prychnął wkładając dłonie do kieszeni spodni.
-Ale naprawdę wszystko w porządku!- powiedziała podchodząc do niego. Uśmiechnął się zawadiacko
-A wiec pewnie chciałabyś wiedzieć, jakby Dorcas miałaby tu jutro przyjechać?- Zasugerował szczerząc zęby.
-No pewnie , ze tak! Na serio?- spiorunowała go badawczym wzrokiem, jednak nie wykryła żadnego oszustwa.
-Nie na niby.- parsknął śmiechem i objął ja w talii. Zachichotała cicho.
-Czyli dopiero się zacznie. Jak panna Meadowes przekroczy próg tego domu, to nie licz na spokój.- przejechała palcami po włosach odgarniając je do tyłu.
-Tego się właśnie obawiam. Poza tym łapcio szykuje niespodziankę dla swojej narzeczonej.- mrugnął do niej okiem.
-Jaką?- Zaciekawiła się rudowłosa robiąc maślane oczka.
-Jutro się dowiesz. – uciął. Pokazała mu język zniesmaczona.
-Jako para nie powinniśmy mieć ze sobą żadnych tajemnic.-obruszyła się z udawaną wściekłością.
-Jeżeli zaprzyjaźnisz się z Blackiem do tego stopnia co ja to wtedy pogadamy.-
-Do tego nigdy nie dojdzie, oby nie. Już wole pozostać w normalnym porządku dziennym. Miejcie sobie te swoje durne tajemnice i mnie w to nie mieszajcie.- rzuciła nie zastanawiając się do końca nad sensem swoich słów.
-Na serio? Nareszcie mogę zrealizować swój odwieczny plan…- Jednak Lily nie dała mu dokończyć.
-Jaki plan?- Zmarszczyła podejrzliwie brwi.
-Nieważne, zmieńmy temat.

26. "Nieoczekiwana zmiana planów cz.1"


-Petunia do cholery wypierdalaj stąd.- twarz Lily przybrała kolor purpury. Stałą tak z zaciśniętymi pięściami naprzeciwko drzwi do pokoju wpatrując się nienawistnym wzrokiem w starszą  siostrę, która zdawała się garbić bardziej niż zwykle , jednak nie ruszała się z miejsca.
-Ogłuchłaś?- Prychnęła rudowłosa zaciskając wargi w cienką linię. Blondynka patrzyła się na nią ze zmrużonymi oczami strachliwie cofając nogę.
-Nie będziesz mi rozkazywać dziwolągu. – wysyczała.
-Skąd ten nagły przypływ odwagi! Może chcesz abym użyła tego!-  pomachała jej przed oczami różdżką z szyderczym uśmiechem. Poskutkowało. Dziewczyna momentalnie zniknęła za drzwiami. James podrapał się po głowię z dezorientacją.
-Ona ma jakieś problemy z mózgiem?- spytał z dziwną miną. Zachichotała cicho.
-Można to tak nazwać.- parsknęli śmiechem wycofując się na lóżko
-Lily!- Z dołu dobiegł głos matki. Wywróciła oczami spojrzała przepraszająco na Rogacza.
-Niech zgadnę.. Ta ropucha właśnie na mnie na kablowała.- wywróciła oczami i zbiegła na dół po drodze łypiąc groźnie na Petunię , która aktualnie kryła się za rozłożystym kwiatem.
-Właśnie podpisałaś oficjalna umowę pt . „ Jak wejdziesz mi w drogę to zginiesz marnie”- zadarła głowę z wyższością podchodząc do rodzicielki. Pani Evans spojrzała na nią z wyrzutem.
-Czemu straszysz siostrę?- Spytała spokojnie.
-Ale ja jej wcale nie straszę! Nic na to nie poradzę że jest tchórzliwa.- powiedziała niewinnie spoglądając na nią zza kurtyny rudych włosów. Mary pokręciła głową z dezaprobatą.
-W takiej sytuacji zostajesz u nas na święta.- dziewczyna wybałuszyła oczy na matkę z niedowierzeniem i paniką.
-Nie zrobisz mi tego..- wychrypiała cicho.
-Owszem, zrobię.- Lily ze z wściekłością trzasnęła drzwiami do kuchni i szybkim krokiem wbiegła po schodach do pokoju.
-Nienawidzę tego domu i wszystkich jego mieszkańców.- Opadła rozżalona na fotel koło Jamesa nerwowo pstrykając palcami. Na jego twarzy pojawił się cień zamyślenia.
-Słyszałeś co ona powiedziała!?- wrzasnęła w przypływie gniewu rzucając poduszką w ścianę.
-Tak- odparł spokojnie unosząc głowę. Zdziwiła ją jego reakcja, oczekiwała większego zainteresowania.
-Nikt mi nie będzie mówił co mam robić.- wymruczała zacięcie wpatrując się w jedno ze zdjęć.- Jestem prawie pełnoletnia- dodała po chwili zastanowienie.
-Musisz słuchać rodziców- stwierdził wstając z materaca.
-Że co? Ty mi to mówisz?- wy buchnęła histerycznym śmiechem. Spojrzał na nią wymownie.
-Dokładnie. Lily, po prostu nie chcę, żebyś przeze mnie wpadła w konflikt z rodziną.- wytłumaczył z troską gładząc ja po włosach. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Sami sobie nagrabili. – wypaliła wtulając się w jego ramiona.
-Niezbyt ogarniam sytuację. Jednak uważam, ze zrobisz co uważasz.- wyszczerzył zęby  i sięgnął po szklankę soku malinowego.
-Racja. Czyli zgadzasz się żebym z tobą zamieszkała na święta.? Od dzisiaj- Spytała z nadzieją wywołując u chłopaka nagły atak kaszlu.
-Dzisiaj, już teraz?- wychrypiał ze zdziwieniem.
-Jak nie chcesz to może jednak nie.- ucięła ze słodka miną.
-Nie no jasne, że chcę. Tylko rodzice nie wiedzą. Będą mi prawić wyrzuty, że ich nie zawiadomiłem. Poza tym jak zamierzasz opuścić dom niezauważona. Będą mnie kojarzyć jako porywacza  - zaśmiał się.
-Czuję się trochę niezręcznie, ale sprawiłoby mi to satysfakcję.- westchnęła głęboko.
-W takim razie sugerują, żebyś zaczęła się już pakować.- wskazał na kufer stojący w rogu pokoju.
-No tak. Zapomniałam. Nawet nie zdążyłam go wypakować. Wrzucę tylko kilka rzeczy.- podeszła do szafy i wygrzebała z niej kilka zimowych ciuchów i sukienek. Ułożyła je na szatach wyjściowych i zatrzasnęła wieko.- Ja już jestem gotowa. Poczekaj tu chwilkę.- wymknęła się z pomieszczenia zmierzając do kuchni.
-Jeżeli sądzisz, ze ten głupi zakaz pozbawi mnie szczęścia tylko dlatego, że ten podły tchórz boi się każdego mojego ruchu to się mylisz.- zwróciła się do Matki spokojnie.
-Lily przemyśl to- mary popatrzyła na córkę ze smutkiem.
-Już przemyślałam. To moja ostateczna decyzja. Na siłę nas nie pogodzić. Najpierw musisz przemówić do jej pustego móżdżka. – prychnęła odwracając się na pięcie.
-Zrobisz jak uważasz.- usłyszała za sobą. Zacisnęła zęby i powróciła do sypialni.

-James? Jak planujesz  się tam dostać?- Lily spojrzała na chłopaka podejrzliwie marszcząc czoło. Rodzice niezbyt byli zadowoleni, jednak  ostatecznie pozwolili jej wyjechać. Być może zdawali sobie sprawę, ze jej nie zatrzymają. Nie oszczędzili jej jednak długiego monologu na temat bezpieczeństwa w sferze seksualnej jak i życiowej, jakby sama o tym nie wiedziała. James obserwował scenę pożegnania z nutą rozbawienia. Teraz szli wzdłuż oblodzonego trawnika w kierunku centrum Londynu.
-To bardzo proste. Błędnym Rycerzem!- Stwierdził beztrosko szczerząc zęby do dziewczyny.  Wytrzeszczyła na niego oczy szczerze zdziwiona.
-Czym?- Dopytała się z dziwnym wyrazem twarzy powodując u Pottera nagły wybuch śmiechu.
-Co cię tak rozbawiło?- Prychnęła z nutą obrażenia.
-Nie wiesz co to?- popatrzył na nią z dezorientacją.
-A nie widać?-powiedziała z nutą ironii siadając na kufrze.
-No tak. Więc to jest środek transportu czarodziejów, przynajmniej można to tak nazwać- zdefiniował mierzwiąc włosy. Przed nimi pojawił się kilku piętrowy autobus. Zatrzymał się z piskiem opon, a  z jego wnętrza wychyliła się głowa drobnego blondyna. James zamienił z nim kilka słów i wsiadł do środka ciągnąc za sobą rudowłosą.
-Teraz już wiem –zachichotała opadając na łóżko. Szarpnęło i ruszyli w zastraszającym tempie. – Jesteś pewien, ze to bezpieczne?- Spytała niepewnie wyglądając przez okno.
-No jasne!.  Najbardziej w świeci.-  rzucił rozciągając się wygodnie na materacu.
-Miałabym pewne wątpliwości, ale nie będę negocjować- uniosła brew i oparła ręce na kolanach wpatrując się nieobecnym wzrokiem w szybę.
-Nudzi mi się.- Stwierdziła po dwudziestu minutach drogi.
-Już nie długo.- uśmiechnął się pokrzepiająco
-Nan taką nadzieję.- zachichotała przeciągając się leniwie.

Autobus zatrzymał się przed rzeźbionym murem i wymyślnie zdobioną bramą. Wyszła z autobusu z zafascynowaniem chłonąc każdy szczegół. Wkroczyła na teren posesji z podziwem spoglądając na wciąż zielone krzaki róż i piwonii, obrastające bajeczny ogród.
-Wow. Tego się nie spodziewałam.- Stwierdziła ze śmiechem szczerząc zęby do Jamesa. Odwzajemnił uśmiech i poprowadził ją wzdłuż kamiennego chodnika w stronę białego domu, składającego się gdzie nie gdzie ze  szklanych uwypukleń .
-James, mógłbyś wejść pierwszy?- Spytała  niepewnie spoglądając  na mosiężne drzwi.
-Nie ma mowy.- Pociągnął za klamkę i wepchnął ją do środka. Stała teraz w półokrągłym pomieszczeniu o beżowych ścianach obwieszonych zdjęciami z kolejnych lat życia Rogacza. Zachichotała w duchu i zaczęła się rozbierać.
-Mamo! Wróciłem, i mam dla ciebie małą niespodziankę.- zawołał. Do holu wpadła zdyszana pani Potter. Była to kobieta średniego wzrostu o długich brązowych włosach i orzechowych oczach. Spoglądała na Lily z zaciekawieniem.
-Dlaczego nie powiedziałeś , że przyprowadzisz gościa Jamie?- Spytała z wyrzutem patrząc na syna. Wywrócił oczami.
-Po pierwsze sam nie wiedziałem, że tak wyjdzie, a po drugie nie mów do mnie Jamie. – Odparł zirytowany.- Przynajmniej przy znajomych- dodał półgłosem. Rudowłosa parsknęła śmiechem. Wiedziała już, ze na pewno polubi tę kobietę.
-Dzień dobry pani.- powiedziała z uśmiechem uściskają rękę pani domu.
-Ty musisz być Lily Evans? Jamie dużo o tobie mówił. Podobno w końcu udało mu się cię poderwać. Po tylu latach..- trajkotała żywo wymachując rękami. Rogacz przejechał ręką po twarzy.
-Mamo bez szczegółów.- poprosił lekko zmieszany.
-Cieszę się, że ee… pani o mnie opowiadał.- wymamrotała niepewnie rzucając  ukradkowe spojrzenie na chłopaka.
-Mów mi Dorea- żachnęła się pani Potter poprawiając koronkowy fartuszek.
-Ja teraz pokażę Lily dom, a ty ugotuj coś pysznego.- polecił pchając Rudą w stronę schodów.
-No tak, prawie bym zapomniała. Babeczki!- Kobieta pobiegła szybko do sąsiedniego pomieszczenia, które najprawdopodobniej było kuchnią.
-Jak zwykle nie potrafi się powstrzymać od plotkowania.- Pokręcił głową z dezaprobatą.
-Przesadzasz, jest bardzo miła- zielonooka zachichotała.  James otworzył drzwi do pokoju na końcu korytarza.
-To będzie twoja sypialnia- Stwierdził wpuszczając ja do środka. Rozejrzała się dookoła z zachwytem. Miała wrażenie, jakby trafiła tu w środku lata. Zielone ściany i żółte, zwiewne firanki otoczone z dwóch stron fioletowymi zasłonami,  roztaczały ciepło i pozytywną energię. Po prawej stronie stało białe łoże, z jasnym baldachimem i zrobione w staromodnym stylu meble z jasnego drewna.
-Jest super- Stwierdziła podchodząc do okna i spoglądając na ośnieżone czubki drzew.
-Tak myślałem, że ci się spodoba. Teraz możemy iść do mnie.- rzucił podchodząc do drzwi.
-Spoko, mi psuje.- uśmiechnęła się do niego zalotnie .
Jak się okazało pokój Jamesa znajdował się naprzeciwko jej sypialni. W sumie niezłe udogodnienie. Tu raczej przeważały najróżniejsze odcienie czerwieni i brązu. Nie licząc mnóstwa kolorowych zdjęć drużyn quidditcha, no i oczywiście samych Huncwotów. Nad łóżkiem wisiała sporej wielkości fotografia rudowłosej dziewczyny o zielonych oczach.
-Od dawna to masz?- Spytała z rozbawieniem.  Objął ja ramieniem spoglądając w to samo miejsce.
-Te od roku. Wcześniej miałem inne.- Lily słysząc jego odpowiedź wybuchła śmiechem.
-Masz szczęście, ze wcześniej tego nie wiedziałam.- zachichotała wpatrując się w jego orzechowe tęczówki.
-Oj tam. Nie czujesz się przypadkiem obserwowana?- Zapytał.
-Nie, dlaczego.?- zdziwiła się.
-Bo taki jeden kretyn o nazwisku Black właśnie się czai za drzwiami.- parsknął śmiechem wskazując na wyjście.
-Łapa? Syriusz wyłaź stamtąd- wrzasnęła piorunując go wzrokiem. Chłopak wszedł do pokoju wolnym krokiem szczerząc zęby z zadowoleniem.
-Cześć Ruda. Dawno się nie widzieliśmy.-  zaczął wkładając ręce do kieszeni.
-Naprawdę dawno, zaledwie dzisiaj.- prychnęła żartobliwie.
-Ale jak widzę nic się nie zmieniło od tamtej pory.- rzucił puszczając oko do Jamesa.
-Co cię sprowadza w te zacne progi?- kontynuował.
-A tak chciałam odwiedzić mojego chłopaka.- odparła przytulając się do Rogasia.
-Łapcio mieszka tu od jakiegoś czasu, będziesz musiała się do tego przyzwyczaić. I nie patrz tak na mnie, potem ci wyjaśnię.-Potter błysnął wesołym uśmiechem.
-Wiecie gołąbki, nie jestem zbyt chętny przerywać wasze igraszki miłosne, ale Dorea właśnie zrobiła kolacje i jak się za chwile nie zjawicie posądzi Rogasia o głodzenie Rudej. – wypalił opuszczając pomieszczenie.
-Fakt, z nią lepiej nie igrać. Chodźmy lepiej, bo jeszcze zabroni nam się widywać, a tego byśmy nie chcieli.

25. "Odwiedziny"


Rozejrzała się po peronie w poszukiwaniu znajomych twarzy. Wśród tłumu ludzi ciężko było jej dostrzec rodziców.
-Dobra Ruda, ja spadam.- Dorcas pożegnała się z przyjaciółką i oddaliła się razem z Blackiem w stronę państwa Meadowes. Lily uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem i odwróciła do Jamesa. Spojrzał na nią nie obecnym wzrokiem.
-O czym tak myślisz?- Spytała z ciekawością spoglądając na niego z determinacją.
-O niczym. Patrz to chyba twoi rodzice.- wykręcił się wskazując na dwójkę ludzi. Pani Evans pomachała do córki z radością. Rudowłosa odwzajemniła gest i pociągnęła Rogacza w jej stronę. Stawiał lekki opór.
-James! Oni cię nie zjedzą- syknęła w stronę chłopaka.
-Trzymam cię za słowo.- burknął ze sztucznym uśmiechem, gdyż dotarli już na miejsce. Lily Uścisnęła rodziców na powitanie.
-Eee.. Dzień dobry- Potter z niepewną miną zwrócił się do pary.
-Mamo, tato, to jest James-  Ruda wskazała na chłopaka szeroko szczerząc zęby. Pan Evans zlustrował go wzrokiem z nieodgadniona miną.
-Mark Evans- Przedstawił się wyciągając rękę w stronę chłopaka. Rogacz odetchnął z ulgą i uścisnął dłoń mężczyzny.- A to moja żona Mary- Kobieta uśmiechnęła się ciepło.
-Dzień dobry państwu jestem Syriusz Black nie chciałbym przeszkadzać, ale Dorea chce już wracać.- Łapa wyszczerzył zęby do przyjaciół. Evansowie wymienili znaczące spojrzenia.
-To nasz przyjaciel ze szkoły.- Lily spiorunowała go wzrokiem.
-To my może już pójdziemy..- wykręcił się James – Do zobaczenia- Pomachał ręką do małżeństwa uprzednio czule żegnając się z rudowłosa.
-Nawet miły chłopak..-  stwierdziła Mary z zastanowieniem. – Mam nadzieję, ze uda nam się z nim jeszcze porozmawiać, dłużej niż tylko „dzień dobry”- zaśmiała się i pociągnęła córkę w stronę samochodu.
-Już nie długo- Zachichotała.

Z zadowoleniem weszła do pokoju. Wyglądał tak jak wtedy gdy go opuściła pod koniec wakacji. Uśmiechnęła się do siebie i opadła na duże łóżko, z czarnymi ramami oplatanymi metalowymi listkami i kwiatami. W pomieszczeniu przeważały pastelowe barwy. Na ścianach wisiały ruchome zdjęcia jej przyjaciół. Wstała z materaca i wolnym krokiem podeszła do dębowego biurka. Usiadła na fotelu i wyciągnęła stary album. Zdmuchnęła warstwę kurzu, która zdążyła się na nim osiąść w ciągu kilku lat i otworzyła go na pierwszej stronie. Z fotografii patrzyła na nią drobna, ruda osóbka, trzymająca w rękach bukiet stokrotek. Na wspomnienie owego wydarzenia, na jej twarzy pojawił się blady uśmiech. Miała wtedy około ośmiu lat i nie wiedziała kim naprawdę jest. Wszystko było takie proste.. Westchnęła głęboko i przewróciła kartkę. Spojrzała prosto na twarz młodego chłopca o kruczoczarnych włosach i ziemistej cerze. Skrzywiła się i zatrzasnęła album odkładając go na dno szuflady. Otworzyła kufer i wyciągnęła z niego ramki z ruchomymi postaciami. Najbardziej lubiła te zrobione podczas zimowego popołudnia w Hogsmead. Na jednym z nich śmiała się do niej para zakochanych, Dorcas i Syriusz, a na drugim ona i James. To były piękne chwile…
-Lily! Kolacja.- dobiegł do niej głos Mary. Postawiła fotografie na szafce nocnej i zbiegła na dół. Wszyscy, łącznie z Petunią siedzieli już przy stole zajęci jedzeniem. Blondynka spojrzała na nią z pogardą. Rudowłosa skrzywiła się lekko. Niezbyt przepadała za swoją „ukochaną” siostrzyczką, zresztą z wzajemnością. Zajęła swoje dawne miejsce koło ojca i zatopiła spojrzenie w misce chrupek.
-Nie jesz?- Mark popatrzył na nią z troską.
-Nie mam ochoty. Po tych czekoladowych żabach i pieprznych diabełkach mam dość.- Jęknęła mieszając łyżka w białej konsystencji. Nie skomentował tego. Wstała z krzesła wróciła na górę. Wyciągnęła pergamin i nabazgrała krótki liścik do Dorcas. Przywiązała go do nóżki czarnej sowy. Wzięła Einiego na kolana i zaczęła go gładzić po czarnej sierści. Tu było tak cicho i spokojnie. Zdała sobie sprawę, ze życie bez Huncwotów jest nudne i bezbarwne. A może to kwestia przyzwyczajenia? Wzruszyła ramionami i sięgnęła po egzemplarz czarownicy. Odrzuciła magazyn na podłogę i podeszła do okna. Przez chwilę wpatrywała się w  unoszące na wietrze płatki śniegu, lecz po chwili dostrzegła też przybliżający się , ciemny kształt. Na jej parapecie wylądował brązowy puchacz. Wpuściła go do środka i odwiązała list. Na początku myślała, że to od Dorcas, jednak myliła się.

Hej Lily!

Stęskniłem się już za tobą przez te kilka godzin, wiec postanowiłem cię odwiedzić. Jakby co będę gdzieś koło dwudziestej.

PS. Skorzystam z proszku fiuu

James

Rudowłosa zszokowana wpatrywała się w pergamin. Dzisiaj? Fiuu? ŻE CO?. Poczuła mieszaninę radości i przerażenia. W końcu mało która zdążył się przygotować w ciągu pół godziny. Rzuciła się na szafę w poszukiwaniu odpowiednich ciuchów. Żałowała, ze nie jest jeszcze pełnoletnia i nie może używać magii poza szkołą. To wszystko zdecydowanie ułatwiłoby sprawę. Wbiegłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Petunia jak zwykle obserwowała ją z nutkę strachu w oczach co nie wzbudzało w niej nawet cienia zainteresowania. Założyła czarną tunikę i granatowe leginsy, do tego ciemne botki. Zbiegła na dół i spojrzała na zegarek. Za dwie… Uśmiechnęła się do siebie i usadowiła na kremowej sofie w salonie. Rodzice spoglądali na nią z zaciekawieniem.
-Co wprawiło cię w tak wesoły nastrój?- Mary zwróciła się do córki z lekkim zdziwieniem.
-Uroczyście oznajmiam wam, że zaraz przybędzie tu James Potter. Przekażcie Petunii, żeby przygotowała sobie schronienie na najbliższe kilka godzin.- Lily zachichotała i wyszczerzyła zęby do państwa Evans.
-Nie żartuj sobie z niej.- Burknął Mark siadając obok rudowłosej i włączając telewizor.
-Daj spokój tato i tak się schowa jak zawsze.- burknęła zakładając ręce na piersiach.
-O której przyjedzie ten twój James?- zaciekawił się.
-Powinien już być.- Stwierdziła patrząc na zegarek. Akurat gdy najdłuższa wskazówka zatrzymała się na dwunastce, z kominka wypadł wysoki, czarnowłosy chłopak z przekrzywionymi okularami .
-Dzień dobry- Wyszczerzył żeby do państwa Evans i wręczył Mary bukiet róż, a Lily stokrotek. Rozpromieniła się i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
-Skąd wiedziałeś?- Zapiszczała wpatrując się w jego orzechowe oczy.
-Ma się swoje źródła. – Zachichotał.
-A więc, James, witamy cię po raz drugi.- Mark uściskał mu rękę z powagą.
-Faktycznie. Maja państwo piękny dom.- Stwierdził rozglądając się po pomieszczeniu. Nachylił się do Lily.
-Co to jest?- Wskazał na telewizor z nuta ciekawości.
-Później ci powiem.- Odparła z rozbawieniem. – Teraz idziemy do mnie .-  wyszczerzyła zęby i pociągnęła go w stronę schodów.
-Tak szybko? Nawet nie zdążyliśmy porozmawiać.- Oburzyła się pani Evans opierając ręce na biodrach.
-Jeszcze zdążycie.- wypaliła rudowłosa machając im na pożegnanie. Petunia przyglądała się im podejrzliwie zza ściany. Ruda rzuciła jej mordercze spojrzenie i otworzyła drzwi do pokoju.

 -Stęskniłem się za tobą.- pocałował ją delikatnie. Uśmiechnęła się do niego i usiadła na łóżku.
-W sumie to ja też.- Wyszczerzyła do niego zęby rzuciła w niego poduszką.
-Liczyłem na trochę inną odpowiedź.- Parsknął śmiechem.
-Co ty nie powiesz.- rzuciła chichocząc.
-Dlaczego dałeś mi akurat stokrotki?- spytała podejrzliwie przyglądając się mu  z uwagą.
-Jak chcesz to mogę je wymienić- wypalił przybliżając się do niej.
-Niee, są super. Dorcas ci powiedziała.- stwierdziła z satysfakcją
-Czy mnie aż tak łatwo rozgryźć- Prychnął z dezaprobatą przyciągając ja do siebie.
-Nie zawsze, ale czasami muszę ci powiedzieć, ze jesteś bardzo przewidywalny.- oboje wybuchli śmiechem. Byli już tak blisko siebie, że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Czuła na twarzy jego ciepły oddech. Objęła go ramieniem i zatopiła się w jego słodkich ustach

24. "Świąteczne plany"


-Zaczynam wątpić w powodzenie tego planu.- Lily z mieszanymi uczuciami wpatrywała się w zegarek. Dorcas spojrzała na nią z zastanowieniem.
-Ja nie. Wszystko jest ustalone.- Stwierdziła ze stoickim spokojem przenosząc wzrok na wyjście.-Poza tym czekanie mnie dobija.- dodała z grymasem na twarzy wciskając się w fotel.
-Mnie też. Chociaż pomyśl. Dwie dziewczyny przeciwko pelerynie i mapie Huncwotów.- prychnęła Lily odgarniając włosy za ucho.
-Faktycznie, o mapie nie myślałam. Ale może nie będą się zbytnio przyglądać postaciom.- powiedziała wzruszając ramionami.
-To się okaże. Jak na razie wierze w pozytywne zakończenie akcji.- Dorcas  zachichotała wychylając się za oparcie.- Patrz, wyleźli z twierdzy.- wypaliła spoglądając na trójkę chłopaków.
-Dobra, czyli udajemy, ze nic się nie stało i, że jesteśmy zmęczone.- Rudowłosa w skupieniu przypomniała sobie kolejne punkty planu. W tym czasie Huncwoci zdążyli dotrzeć do nich i zając miejsca.
-Cześć laski.- Syriusz z nonszalanckim uśmiechem rozłożył się na sofie, jak zwykle w niedbale zapiętej koszuli i rozluźnionym krawacie.
-Cześć mary nocne.- prychnęła Meadowes, za co dostała kuksańca w bok od Lily.  Rogacz i Łapa wymienili znaczące spojrzenia.
-Znaczy ona chciała powiedzieć, że jesteśmy zmęczone i wybaczamy wam odwołanie spotkania.- wtrąciła się. Chłopacy stłumili śmiech.
-W takim razie dawno powinnyście być w łóżkach. Jest jedenasta.- Stwierdził Peter sadowiąc się na fotelu.
-Stwierdziłyśmy, ze nie pożegnałyśmy się jeszcze  z naszymi chłopakami.- Dorcas błyskotliwie wybrnęła z sytuacji. Podeszła do Blacka i u usiadła mu na kolanach. Spojrzał na nią swoimi czarnymi oczami i przyciągnął do siebie.
-A ty złotko się ze mną nie pożegnasz?- James zwrócił się do Evans szeroko szczerząc zęby. Dziewczyna powstrzymała się przed wybuchem śmiechu.
-W sumie równie dobrze to ty mógłbyś się ze mną pożegnać wstając i podchodząc do mnie.- Stwierdziła zakładając ręce na piersiach.
-Nie pomyślałem o tym w ten sposób.- Zaśmiał się cicho i złożył na jej ustach szybki pocałunek.
-No wiesz co? Tylko tyle?- prychnęła z obrażoną miną.
-Mówisz masz.-  pocałował ją czule przyciągają do siebie. Syriusz odchrząknął znacząco. Głowy zakochanych zwróciły się w jego stronę .
-Wiecie, nie chciałbym przerywać, ale mamy ważną sprawę. Lunio czeka.- rzucił uśmiechając się tajemniczo.  Dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia.
-Nie będziemy was zatrzymywać. Zobaczymy się jutro- Dorcas ze słodką miną zwróciła się do Huncwotów.
-Aha..-  Potter z lekką dezorientacją skierował się w stronę wyjścia. – A wiec do jutra skarbie- dorzucił wyjmując mapę i naciągając na siebie i pozostałą dwójkę pelerynę niewidkę.
-Teraz szybko- Szepnęła rudowłosa, gdy Huncwoci zniknęli już za obrazem.  Nie pewnie wyjrzały na korytarz. Ciężko było śledzić kogoś, kogo nie było widać. Na szczęście było słychać. Na palcach przesuwały się wzdłuż ściany z wstrzymanym oddechem. Jak na razie nie zostały zauważone przez nikogo.  Wszystko szło zgodnie z planem dopóki nie dotarły do rozwidlenia korytarza.
-Pięknie. Teraz tylko w którą stronę – Evans z rezygnacją usiadła na posadzce.
-Też się and tym zastanawiam.- Burknęła Dorcas siadając koło przyjaciółki.
-A ja się zastanawiam co wy tu robicie o tej porze- Odwróciły się w stronę dobiegającego głosu. Przed nimi stała McGonagall w pełnej krasie. Z przerażeniem w oczach spoglądały na profesorkę.
-No bo my.. znaczy się Dorcas lunatykuje. Udało mi się ją dogonić dopiero tu.- Lily tłumaczyła się nie pewnie kłamiąc jak z nut.
-Bardzo dziwne, ze jeszcze to do mnie nie dotarło.-
-Bo ja dopiero zaczęłam.- wtrąciła  Meadowes podnosząc się z podłogi.
-Bardzo ciekawe. Gryffindor traci dwadzieścia punktów! Wracajcie do wieży- burknęła poganiając ich w stronę pokoju wspólnego Gryfonów. Dziewczyny z rezygnacją wróciły do dormitorium powłócząc nogami.
--Klęska! Jak zwykle. Miejmy nadzieje, ze Huncwoci nas nie widzieli.- prychnęła rudowłosa wspinając się po schodach.
-To się okaże. Oni zawsze maja szczęście, niezależnie od tego jak głupie maja pomysły to zawsze uchodzi im to płazem.- żachnęła się Dorcas  wkładając ręce do kieszeni. Jakkolwiek bądź czuła, ze tu dzieje się coś nie dobrego. Miałą jednak nadzieję, ze nie ma to związku z żadną dziewczyną.
-Gdzie byłyście?- Marlena spoglądała na nich podejrzliwie. Dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia i opowiedziały jej o swoich podejrzeniach.
-Ahh! Oni już tak mają. Pewnych rzeczy się nie dowiecie, musicie to  przyjąć do wiadomości.- Stwierdziła wsuwając nogi pod kołdrę.
-łatwo ci powiedzieć. To nie twój chłopak włóczy się po nocach.- Burknęła Lily wyczarowując różdżką kolorowe iskierki. – tak w ogóle to gdzie cię nosiło przez cały dzień?- spytała patrząc na nią z zainteresowaniem. Szatynka lekko się zarumieniła.
-Byłam na korkach z zaklęć- wybąkała skubiąc pidżamę.
-Można wiedzieć z kim?- Zachichotała Meadowes szturchając ja łokciem.
-Z takim chłopakiem..- mruknęła ziewając.- Wybaczcie ale chce mi się spać- dorzuciła zasłaniając kotary łóżka.
-Ej no! Nie w takiej chwili.- oburzyła się rudowłosa odsuwając szkarłatne zasłony.
-Marlena się zakochała!- parsknęła śmiechem widząc zmieszaną miną przyjaciółki.
-Niech wam będzie. Dobranoc.- Wychrypiała zakopując się w pościeli .Dorcas wymruczała jeszcze coś na temat braku solidarności i ukrywaniu prawdy. Ustaliły, że następnego dnia porozmawiają z chłopakami i również poszły spać.

Jednak Huncwoci za nic w świecie nie chcieli ujawnić tajemnicy. Uparli się przy wersji „ Nie, to może zmienić wasze patrzenie na pewne osoby, dlatego wam nie powiemy”, czym jeszcze bardziej drażnili dziewczyny. Przed świętami, nauczyciele dostali weny na zadawanie prac domowych, dlatego wszyscy siódmoklasiści nie mieli czasu na nic poza nauką. W końcu nadszedł upragniony ostatni dzień przed feriami. Lily i Dorcas pakowały się pospiesznie.
-Nie wiesz gdzie jest moja granatowa sukienka.?- Rudowłosa  nerwowa przerzucała rzeczy, w poszukiwaniu ciuchów.
-Zdaje się, że gdzieś w moim kufrze.- Odparła Meadowes spokojnie układając bluzki na gromadkę.
-Co ona robi w twoim kufrze?!- prychnęła piorunując wzrokiem przyjaciółkę.
-Tak jakoś niechcący ją wwaliłam podczas sprzątania.- wypaliła rzucając w jej stronę sukienkę.
-Spoko.- zachichotała odkładając  ją na stertę ciuchów. –Jaka ja jestem głupia- puknęła się w czoło.- Męczę się układając to wszystko, a przecież równie dobrze mogę użyć czarów.- wyciągnęła różdżkę- Pakuj- szepnęła. Wszystko ułożyło się w schludne gromadki. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Dorcas powtórzyła zaklęcie i po chwili obie były gotowe do wyjazdu.
-Świetnie! Teraz możemy spokojnie iść spać. Jutro czeka nas piękny dzień.- Westchnęła czarnowłosa układając się na łóżku.-  szkoda, ze z nami nie jedziesz.- zwróciła się do Marleny, która aktualnie leżakowała zatopiona w lekturze.
-wiecie, Adam zostaje.- powiedziała rozmarzonym głosem.
-Tak oto nasza Marlenkę została pożarta przez miłość. Witaj w klubie.- Lily zachichotała i przeciągnęła się.
-Dajcie spokój. Czysta przyjaźń- obruszyła się robiąc obrażoną minę.
-nam tego nie wmówisz.
-Oj tam,  gdzie spędzacie święta.?
- Ja chyba u rodziców. Poza tym będziemy z Łapą szukać jakiegoś przytulnego domu- Dorcas uśmiechnęła się szeroko.
-a ty Ruda?
-No ja pół na pół. James nalega, żebym do niego przyjechała, ale rodzice bardzo chcą, żebym u nich spędziła święta. Ustalimy to jeszcze. – odparła z zastanowieniem.- W każdym razie Petunia ma nadzieję, ze nie przyjadę. Ale mniejsza o to. – westchnęła czesząc włosy.
-Może być ciekawie.-  Marlena parsknęła śmiechem.
-Ta, to będzie piękne-
-Szczególnie kiedy zostawisz Blackowi wybór miejsca zamieszkania. – Zachichotała Ruda kierując się w stronę łazienki.

Weszły do pustego przedziału i założyły kufry na półki. Lily zajęła miejsce obok okna. Zawsze w czasie podróży lubiła podziwiać widoki. Już niedługo miała się spotkać z rodziną. Na dodatek Petunia ma przedstawić swojego narzeczonego.. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas. Odgarnęła włosy za ucho.
-Przeraża mnie wizja przyszłości- burknęła z dezaprobatą spoglądając na przyjaciółkę.
-Czyli?- Spytała odwracając się w jej stronę.
-Ślub mojej kochanej siostrzyczki.- prychnęła z niesmakiem.
-Wątpię, czy będzie zadowolona z twojego towarzystwa.- Dorcas zachichotała i założyła nogę na nogę. -Ja też. Mam ochotę postraszyć ją trochę, ale chyba nie będę taka wredna.- Evans puściła oczko Meadowes. Do przedziału wparowała czwórka Huncwotów. Przywitali się i usadowili, tak, że Syriusz wylądował przy czarnowłosej, a James koło Lily. Peter zajął miejsca na przeciwległym siedzeniu.
-Gdzie macie lunia?- Dorcas spojrzała pytająco na narzeczonego.
-Zdaje się, ze nawiązuje romans z Tonks, ale nie wiem do końca- Łapa zachichotał obejmując ją ramieniem.
-Remus romansuje.. brzmi ciekawie-  Ruda położyła nogi na kolanach Pottera. Popatrzył na nią z rozbawieniem.
-Nie za wygodnie ci?- Zażartował szczerząc zęby.
-Nie, jest w sam raz,- rzuciła.- Jednak nie- odwróciła się tak, ze opierała się głowa o jego tors.- Teraz jest idealnie.- Rogacz parsknął śmiechem i pocałował ja delikatnie.
-Pieszczoch z ciebie- stwierdził z szerokim uśmiechem.
-A czego oczekiwałeś?- rzuciła wyzywającym tonem.
-czegoś więcej, niż tylko roli materaca.
-Sugeruje, że może też służyć jako zabawka erotyczna- wypalił Black, za co dostał po głowie.
-Nie odzywaj się Łapciu. Zajmij się swoją UKOCHANĄ- żachnęła się Evansówna.
-Ależ ja się zajmuję.- zaśmiał się i zmierzwił włosy Meadowes.
-Właśnie Łapciu, mógłbyś się mną ZAJĄĆ- Dorcas zachichotała wpatrując się w jego czarne oczy.
-Wynagrodzę ci na osobności.- Mruknął całując ją namiętnie.
-Moglibyście to ustalać w innym miejscu?- Peter spojrzał na nich z dezaprobatą.
-Wiesz co Glizdek, powinieneś sobie znaleźć dziewczynę, ostatnio stałeś się nie do zniesienia.
-Popieram.!- Wtrącił się James. Na korytarzu rozległ się znajomy głos.
-ŻARCIE!!- Huncwoci zerwali się z miejsc i wypadli na zewnątrz. Dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia.
-Jak dzieci.- Czarnowłosa pokręciła głową z rozbawieniem, jednak także opuściła przedział, podobnie jak Lily. Wrócili z toną słodyczy i zabrali się do ich spożycia. Po godzinie jedzenia wspólnie stwierdzili, że starczy im endorfiny do końca życia.
-Czuje się jakbym ważyła o dziesięć kilo więcej.- Ruda z niechęcią wpatrywała się w nadjedzoną, czekoladową żabę
-A ja z dwadzieścia. – Dodała Dorcas odrzucając  paczkę fasolek wszystkich smaków. Za oknem widać już było znajome, ośnieżone tereny Londynu.
-Niedługo spotkanie z rodzinką- wypalił James wpatrując się w szybę.
-Coś czuję, ze twoi starzy mnie utuczą w tym roku. W tamtym się nie udało, bo nie wracaliśmy na święta.- westchnął Syriusz rozkładając się na siedzeniu.
-Mi to mówisz?- zachichotał Rogacz. Pociąg zatrzymał się  i wszyscy uczniowie zaczęli opuszczać wagony.

23. "Chęć na wspomnienia"


Kiwała się na krześle  obracając w dłoni pióro. Wpatrywała się bezbarwnym wzrokiem w pergamin. Nie mogła się w ogóle skupić na pracy.  Próbowała napisać coś na temat Trollów ale nie mogła wy biedzić nawet słowa. Stanowczo przeważała burza hormonów w jej głowie. Za każdym razem, gdy próbowała coś napisać odciągał ją od tego widok opiętego podkoszulka na torsie Jamesa. Starała się to ignorować, ale jak każda dziewczyna w tym wieku silnie odbierała takie bodźce.
-James.. mógłbyś mnie nie rozpraszać?- wymamrotała unosząc głowę. Uśmiechnął się do niej szelmowsko zakładając ręce za głowę.
-Mogłabyś mi dokładnie opisać, co cię we mnie rozprasza?- spytał tajemniczym głosem patrząc na nią błyszczącymi oczami. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas. Nie wiedziała do końca jak to ująć, żeby nie zrobić z siebie idiotki.
-Po prostu tak jakoś..- burknęła, pochylając się tak, żeby włosy opadły jej na twarz zasłaniając purpurowe policzki. Zdawał się zauważyć jej zmieszanie. Uśmiechnął się ponownie.
-Uff. Trochę tu zimną- zachichotał naciągając na ramiona kraciastą koszulę. Odetchnęła w duchu. Była wdzięczna chłopakowi za to, chociaż, miała wrażenie, że bardzo łatwo można ją przejrzeć, co trochę ją zbiło z tropu.
-Faktycznie.- potwierdziła biorąc do rąk egzemplarz „Wędrówek z trollami”. Zaczęła nerwowo przewracać stronice, co jakiś czas zatrzymując się by przeczytać jakiś nudny fragment. Wypuściła powietrze z ust i odłożyła książkę na stolik obok. Naskrobała na pergaminie kilkanaście zdań, przygryzając dolną wargę. Z satysfakcją uniosła zwój i wyszczerzyła zęby z zadowoleniem, odrzuciła go i podciągnęła kolana pod brodę opierając na nich głowę. Zmarszczyła czoło usiłując wrócić myślami kilka lat wstecz. Do przyjaźni z Severusem, niedoszłych randek z Potterem, dzieciństwa… Może brakowało jej trochę tych chwil, jednak zdecydowanie wolała teraźniejszość.
-Lily?- Z zamyślenia wyrwał ją głos Jamesa. Spoglądał na nią spod kurtyny rozwichrzonych, czarnych włosów. Uśmiechnęła się do niego z lekkim roztargnieniem i opuściła nogi na podłogę, na które wskoczył Einstein. Pogładziła kota po jedwabistej sierści.
-Przez chwilę cię nie słuchałam .Coś mówiłeś?- spytała rzucając mu ciepłe spojrzenie. Kąciki jego ust uniosły się lekko. Usiadł koło niej i popatrzył na nią z rozbawieniem.
-Ostatnio dość często to robisz.- Stwierdził żartobliwie mierzwiąc włosy. Uśmiechnęła się mimowolnie. – Wyglądasz, jakby cię coś martwiło- Ciągnął obracając w dłoniach złoty znicz.
- Po prostu. Zimowa deprecha mnie dopadł.- Zachichotała ściągając Einiego z kolan.
-Ciekawe stwierdzenie. Dobrze, ze nie mam takich problemów. A tak naprawdę?- powiedział opierając się o oparcie fotela.
-Po prostu wzięło mnie na rozmyślanie o przeszłości.- Westchnęła przypominając sobie o złośliwościach siostry. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas. Odgarnęła grzywkę z czoła i założyła nogę na nogę.
-Jak ja myślę o przyszłości, to w głowie mi brzęczy „Nie Potter nie umówię się z tobą na żadną randkę”- Parsknęła śmiechem zdając sobie sprawę ze swojego egoizmu. Nie była pewna czy do końca się jego pozbyła, ale jak na razie nie dawał jej się we znaki.
- A o „Evans, umówisz się ze mną’ to już zapomniałeś? – dorzuciła chichocząc i szczerząc zęby do chłopaka.  Zaśmiał się i rozłożył na fotelu.
- O tym nie da się zapomnieć.  Wymawiałem to dwadzieścia cztery godziny na dobę. – stwierdził wkładając ręce do kieszeni i spoglądając na Lily błyszczącymi się oczami.
-A ja przez te dwadzieścia cztery godziny mówiłam „nie”- westchnęła siadając po turecku.
-To tez nie odłączna część planu. Ale musze powiedzieć, że taki rozwój spraw jak obecny mi odpowiada. Myślałaś o feriach bożonarodzeniowych? – Spytał z lekko nieobecnym wzrokiem.
-Jak na razie nie. Ale chyba wracam do domu- mruknęła ze smutkiem. Ostatni rok w Hogwarcie, tak drogim jej miejscu. Teraz wszystko, co tu robi dzieje się po raz ostatni..
-A może byś chciała spędzić je ze mną?- Słysząc jego słowa poderwała się z oparcia patrząc na niego ze zdziwieniem.
-Ja? Na święta? Do ciebie? Znaczy że co?- wypaliła tępo. Parsknął śmiechem na widok jej zdezorientowanej miny.
-No.. to, ze moglibyśmy spędzić święta u moich rodziców. Jak chcesz twoi też mogą przyjechać.- zasugerował ze stoickim spokojem wyczekując jej reakcji. Przegryzła lekko wargę.
-Hmm.. wątpię czy się zgodzą, znaczy Petunia… ona nigdy z własnej woli nie zbliży się do żadnego czarodzieja.- powiedziała z grobową miną. – Ale w sumie.. czemu nie.-  Wyszczerzyła zęby do Jamesa. Odetchnął z ulgą.
-Czy ty nigdy nie możesz postawić jednoznacznej odpowiedzi?- Zażartował mierzwiąc jej włosy.
-Za nic. Robię wszystko , żeby jeszcze bardziej umilać ci życie. – rzuciła  z miną pod tytułem „Jak ja lubię cię wykurzać”.
-No wiesz?- Żachnął się udając obrażonego. Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach.
-Jamie, przecież wiesz, ze ja cię tak bardzo kocham ty mój słodki cukiereczku.- wytrzeszczył na nią oczy. Parsknęła śmiechem i pocałowała go delikatnie.
-Nigdy tak do mnie nie mów.- prychnął oddając pieszczotę.
-Nie mogłam się powstrzymać.- mruknęła zatapiając się w jego słodkich ustach. Powędrował dłońmi po jej tali. -  Nie tutaj- zachichotała zaplatając ręce na jego szyi. Z niechęcia cofnął ręce.
-Jestem niepoprawnym erotomanem – parsknął śmiechem.- Ale bardziej prawdopodobne, ze to ty tak na mnie działasz.- Dorzucił  z tajemnicza miną.
- Nie wiem, czy ta pierwsza kwestia nie jest bardziej realna.- odparła z rozmysłem.
-Może lepiej pomińmy tę kwestie?- spytał z huncwockim uśmiechem. Odrzuciła włosy na plecy i wstała z jego kolan.
-Mogę przymknąć oko.- wypaliła biorąc Einsteina na ręce.- A teraz wybacz, ale muszę spadać. Czeka mnie jeszcze referat z transmutacji.- westchnęła i cmoknęła go na pożegnanie.
- Widzimy się wieczorem.- puścił jej oczko. Zaśmiała się perliście.
- Jeśli uda wam się do nas dostać.

Dorcas w skupieniu wpatrywała się w piórko. Leżała na boku w objęciach Syriusza, który uważnie wpatrywał się w poczynania dziewczyny. –Engorgio- mruknęła, jednak nic się nie zmieniło. Zacisnęła zęby.
-Nie denerwuj się , mów spokojnie….- wyciągnął różdżkę – Engorgio- Piórko powiększyło się do sporych rozmiarów. Westchnęła i przykryła twarz poduszką.
-Nie zdam egzaminu z transmutacji, mogę się założyć.- wychrypiała ze zdenerwowaniem. Przytulił ja do siebie.
-Zdasz, zdasz. Po prostu za bardzo się denerwujesz.- odparł ze stoickim spokojem kładąc się na plecach.
-Łatwo ci powiedzieć. Tobie wszystko wychodzi.- prychnęła siadając na materacu i spoglądając na niego z wyrzutem.
-Wierz mi , że nie.- Zachichotał przyciągając ja do siebie. Uśmiechnęła się lekko i odgarnęła włosy z oczu.
-Spotkamy się dzisiaj wieczorem?- spytała patrząc na jego czarne tęczówki.
-Eee.. Dzisiaj nie mogę.- Wybąkał niepewnie. Na jego twarzy widniało lekkie zmieszanie co sprowadziło do głowy Dorcas falę podejrzeń.
-Dlaczego?- wysyczała piorunując go wzrokiem.
-Mamy z chłopakami pewną sprawę. Był na siebie wściekły, ze kolejny raz musiał ją okłamywać. Z reszta jak co miesiąc.
-Powiedz po prostu prawdę. Masz inną?- powiedział grobowym tonem. Wytrzeszczył na nią oczy.
-Nie! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?- wypalił uniesionym głosem. Skrzywiła się znacznie.
-A ja myślałam, że się zmienisz…- wyszeptała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Zdał sobie z konsekwencji swojej nieszczerości. Wiedział jednak, ze nie może zdradzić przyjaciela.
-Ale to nie tak jak myślisz.- spojrzał na nią ze smutkiem.
-A jak?- prychnęła czerwieniejąc ze złości.- Jak śmiesz w ogóle to robić! – ciągnęła z pretensją.
-Wyjaśnię ci to, tylko jeszcze nie teraz. Nie zauważyłaś jeszcze, że nie tylko ja znikam?- Miał nadzieję, ze jak czarnowłosa uświadomi sobie, ż reszta Huncwotów też przepada, to może nabierze trochę zdrowego rozsądku.
-A wiec Potter zdradza Rudą?- wypaliła zszokowana. Przejechał sobie ręką po twarzy. Dlaczego to musiało być aż tak skomplikowane.
-Nikt nikogo nie zdradza zrozum to! Dowiecie się w swoim czasie. Niestety musimy przełożyć nasz romantyczny wieczór na jutro. – Westchnął wstając z łózka.
-Syriuszu Blacku, jeżeli planujesz mnie okłamywać to nie widzę przyszłości w naszym związku. -  warknęła zakładając ręce na piersiach.
-Jeśliby to chociaż ode mnie zależało- mruknął.
-A nie zależy?- Spytała oschle spoglądając na niego z wyczekiwaniem.
-Nie.- rzucił  pstrykając palcami.
-W takim razie ja stąd idę. Jak sobie wszystko przemyślisz to przyjdź.- burknęła odwracając się na pięcie i wychodząc z dormitorium. Z przypływu złości kopnął w kufer, czego po chwili pożałował, czując przenikliwy ból w dużym palcu. Do pomieszczenia wpadł James z lekko zdezorientowaną miną.
-Co jej zrobiłeś?- spytał wskazując kciukiem na wyjście.
-Nic. Po prostu nie toleruję, ze nie mogę jej wszystkiego powiedzieć.- warknął rzucając się na łóżko.
-Lily też w zeszłym miesiącu narzekała. W końcu będziemy musieli im powiedzieć.- westchnął wkładając ręce do kieszeni.
-Ale nie teraz.- odparł Black wpatrując się w sufit nieobecnym wzrokiem.

-Czuje, ze oni robią cos nie właściwego, tylko nie wiem co. Nie sądzisz, ze to dosyć dziwne, jak czwórka chłopaków znika co miesiąc na cała noc?- Dorcas z irytacją krążyła po pokoju. Lily Spojrzała nad nią znad „Historii magii”.
-Tak, jeśli ci chłopacy nie są Huncwotami.- rzuciła powracając do lektury.- Jednak uważam, ze powinniśmy to zbadać.- Stwierdziła nie unosząc głowy.
-Co masz na myśli?- Spytała czarnowłosa wpatrując się w przyjaciółkę z wyczekiwaniem.
-Jak to co. Będziemy ich śledzić!- zachichotała odkładając książkę. Spojrzała na przyjaciółkę z zadowoleniem.
-W sumie może być nawet ciekawie.- parsknęła śmiechem.
-I na pewno będzie. Trzeba tylko wymyślić jak to zrobimy, żeby nas nie zauważyli.- kontynuowała z zastanowieniem gładząc się po brodzie.
-Będzie ciężko. A jeśli wymkną się pod peleryną niewidką?- Zasugerowała Dorcas przygryzając dolna wargę.
-O tym nie pomyślałam. Ale będziemy widziały, jak portret się otworzy. W końcu to że są niewidzialni nie równoważy się z przenikaniem przez ściany.- wypaliła, a w jej oczach pojawiła się niebezpieczna iskierka.
-Coś czuję że to będzie niebezpieczna akcja.- Lily spojrzała wesoło na Meadowes.- A właściwe gdzie nam wcięło Marlenkę?-
-Właśnie. Nie widziałam jej od rana. Coś czuję, że to ma związek z tym chłopakiem..- puściła oczko do przyjaciółki.
-Nie będę się wcinać. A więc zrobimy tak…

22. "Amortencja"


-Musimy wymyślić coś spektakularnego.- Dorcas w skupieniu maszerowała wzdłuż pokoju.
-Mi to mówisz.- odparła rudowłosa nerwowo skubiąc koc.
-Dlaczego zawsze ja mam wszystko wymyślać?- Burknęła Meadowes z pretensją spoglądając na przyjaciółkę.
-Bo mi się nie chce pozalekcyjnie wysilać mózgu. Poza tym to jeszcze nie otrząsnęłam się szoku.- odparował mrużąc oczy. Dziewczyna zmrużyła oczy obdarzając Evans morderczym spojrzeniem.
-Ty i te twoje mądrości. I jaki szok?- prychnęła pukając się w czoło.
-Prawie bym się wykapała w zielonych robalach. Nie sadzisz, że to odpowiedni powód?- odparła  pokazując jej język.
-Wielkie mi halo. Skup się. Musimy  w końcu ukrócić skrzydła tym…- zamyśliła się szukając odpowiedniego słowa. – Niewyżytym Huncwotom.- dokończyła, a w jej oczach paliły się tajemnicze ogniki.
-Chyba seksualnie.- Lily zachichotała zrywając się z łóżka.
-Tak też.- Dorcas parsknęła śmiechem, wyczarowując kolorowe frędzelki.
-A to co miało być?-
-Takie podkreślenie sytuacji.- Odparła z powagą unosząc głowę.
-Chyba mam pomysł co zrobić..-  Rudowłosa usiadła po turecku na swoim kufrze marszcząc brwi.
-Jestem otwarta na propozycje.- Dorcas zajęła miejsce koło przyjaciółki , wpatrując się w nią z wyczekiwaniem.
-Zastanawiam się nad jednym, chociaż nie wiem czy to ci się spodoba.- powiedziała przygryzając wargę.
-Mów szybciej.- fuknęła Meadowes pstrykając palcami.
-Podamy jakimś dwóm Gryfonkom amortencje.- rzuciła Ruda bawiąc się różdżką.
-To ma być kara?- prychnęła czarnowłosa wywracając oczami.
- W końcu sprawdzimy czy nasi chłopcy są wystarczająco w nas zakochani, żeby odrzucić zaloty.- zachichotała puszczając jej oczko. Dorcas uśmiechnęła się podstępnie.
-W sumie to jest niezłe- rzuciła.- Tylko skąd wytrzaśniesz amortencje?- spytała z powątpieniem.
-Slughorn na pewno coś ma.-
-Wątpię czy da nam ją dobrowolnie- odparła zakładając ręce na piersiach.
-To ją sobie weźmiemy.- Zachichotała. Może w końcu się dowie, czy uczucia Jamesa, są faktycznie nie banalne.
-Już to widzę. Nie zrobisz tego- prychnęła czarnowłosa.
-Założymy się?- spytała z satysfakcją nie odrywając oczu od przyjaciółki.
-No dobra.. Ale robisz to na własną odpowiedzialność.
-Od kiedy to jesteś taka przestrzegająca zasad?- prychnęła Evans odrzucając włosy za ramiona.
-Od teraz, po prostu nie zniżę się do poziomu Hunców- Odparowała.
-Oj tam. Dla celu się poświęcisz.- parsknęła śmiechem klepiąc dziewczynę po ramieniu.
-W takim razie jak zamierzasz to zrobić?- warknęła zirytowana Meadowes
-Peleryna niewidka.- z satysfakcją podeszła do szafy i wyciągnęła z niej cienki materiał. Dorcas wytrzeszczyła oczy na przyjaciółkę.
-Skąd to masz?- wychrypiała. Lily wywróciła oczami przejeżdżając ręką po twarzy.
-Dormitorium było puste, więc weszłam i wzięłam.-
-Nie poznaję cię rudzielcu. Przez tego Pottera na zdziczałaś.- wybuchła śmiechem.
-Oj tam, trzeba przystosować się do sytuacji. Teraz chodź. Rozpoczynamy akcję, uwieść Huncwotów.- wypaliła w uniesieniu machając różdżką.
-Tak jest kapitanie- przybiły piątki i cichaczem wybiegły z dormitorium.

-Jakby tu się tam dostać bez włączania alarmu..- James z zastanowieniem wpatrywał się w sufit.
-Teleportować się- Zachichotał Syriusz, który aktualnie grał z Remusem w Eksplodującego Durnia.
-Większej głupoty to już nie mogłeś wymyślić- Prychnął Lunio pukając się w czoło.
-Tylko sugerowałem- żachnął się, manewrując miedzy stertami ubrań i innych przedmiotów.
-Ewentualnie na miotle.- stwierdził Rogacz, zakładając nogę na nogę.
-W ogóle To Idziesz z nami?- Black spojrzał na Lupina pytająco.
-Nie, mam ciekawsze zajęcia- Zachichotał szczerząc zęby do chłopaka. Łypnął na niego podejrzliwie.
-Rozwiniemy tę kwestię później – Stwierdził przeglądając starą księgę zaklęć.
-Chyba wiem jak się dostaniemy do dziewczyn- James zachichotał wyrywając opasły tom z rąk Łapy.

Skradały się na palcach rozglądając się lękliwie po korytarzu. W głowie Lily panował istny chaos. Powoli zaczynała żałować, że jednak zdecydowała się zrealizować ten niecny plan. Czuła się trochę niezręcznie wystawiając Jamesa na próbę miłości. Może postępowała trochę egoistycznie, no ale cóż… Czasem trzeba się poświęcić dla sprawy. Podeszła do gabinetu Slughorna nasłuchując, czy nikt nie idzie. Przyłożyła ucho do drzwi, próbując wyłapać jakikolwiek dźwięk. Niepewnie złapała za klamkę. –Zamknięte- mruknęła wyciągając różdżkę.- Alohomora- wyszeptała, ponownie przekręcając gałkę. Zajrzała niepewnie do pomieszczenia, z ulgą stwierdzając, że jest pusty. Machnęła ręką w stronę Dorcas, pewnym krokiem przestępując próg. Na widok ciągu półek, zapełnionych najróżniejszymi eliksirami zrzedła jej mina.
-Czyli mamy zapełniony czas na najbliższe pięćdziesiąt lat- Burknęła Meadowes lustrując fiolki.
-Przypominam ci , że jesteś czarodziejką- prychnęła rudowłosa.
-Accio amortencja- W jej stronę poleciała malutka buteleczka. Uśmiechnęła się z  satysfakcją.
-Prosto i bez problemów.- zachichotała zaciskając palce na eliksirze. -Poczekaj chwilkę…- Evan odwróciła się na pięcie i wróciła do gabinetu. Przywołała antidotum i schowała je do torby. Szybko wybiegła z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
-Teraz tylko, kto będzie nasza ofiarą?- Dorcas z zastanowieniem zmarszczyła brwi.
-Możemy wykorzystać kogoś z fanklubu. Lily parsknęła śmiechem chowając różdżkę do kieszeni szaty.
-Tylko kogoś w miarę ładnego,  będzie lepszy efekt- dorzuciła Meadowes.
-Ja dla Jamesa biorę tą blondynę z szóstego roku.- Stwierdziła Ruda  z ekscytacją.- Podamy jej to w czekoladkach.- rzuciła  szczerząc żeby z zadowoleniem.
-A ja ….   Emily McNugg.-
-  Dobra , czyli problem z głowy.- Zachichotały przechodząc przez dziurę w portrecie.
-Nie tak z głowy. Napiszemy dwa listy, do tych lasek z jakimiś pralinkami. Jak zjedzą to będzie sukces-
-Kto by nie zjadł czekoladek od Syriusza Blacka i Jamesa Pottera.- Prychnęła wspinając się po schodach.
-Ja kiedyś- Lily parsknęła śmiechem wciągając z kufra różowy pergamin.
-A więc tak.. Kochana Rachel..

Usiadł w fotelu  z zastanowieniem wpatrując się w  wesoło trzaskający ogień. Z Zadowoleniem oparł nogi na stoliku i założył ręce za głowę.
-Och Jamie! – Rogacz odwrócił się w stronę z której dobiegał głos. Ze zdziwieniem spojrzał na wysoką blondynkę, wpatrującą się w niego z uwielbieniem. –Moje życie bez ciebie nie ma sensu! Jesteś moją jedyną wielką miłością- wytrzeszczył oczy na dziewczynę.
-To chyba jakaś pomyłka- wychrypiał spoglądając na nią niepewnie.
-Ależ nie Jamie!  Wysłałeś mi taką śliczną różową kartkę i czekoladki! Jakiś ty słodki!- Rzuciła się na niego obrzucając go pocałunkowi. Chłopak jak oparzony zerwał się z fotela. Pośpiesznie skierował się w stronę dormitorium po drodze wpadając na Syriusza.
-Łapciu ratuj, ta chora psychicznie laska, próbuje mnie zabić- Nie zauważył, że na twarzy Blacka znajdują się ślady po szmince.
-Mi to mówisz? Jakaś kretynka rzuciła się na mnie na korytarzu i nie chciała puścić. Zamknąłem ją w jakiejś opustoszałej klasie, ale podejrzewam, ze niedługo tu trafi.- prychnął.
-Jamie!! Nie uciekaj, Ty mój słodki cukiereczku.- Usłyszeli za sobą głos blondynki. Po chwili dołączyła do niej druga  i obydwie rzuciły się na Huncwotów.
-RATUNKU!!- wrzasnęli jak najszybciej wbiegając po schodach. Lily i Dorcas tarzały się ze śmiechu po podłodze. Ogłupiałe eliksirem dziewczyny wpatrywały się tęsknie w drzwi do sypialni chłopaków.
-Chyba czas najwyższy dać im antidotum- zachichotała rudowłosa wyciągając z kieszeni dwa ciasteczka. Podeszła do nich i wręczyła każdej po jednym, uprzednio wmawiając im, że to od Łapy i Rogacza. Zjadły chętnie.
-teraz przynajmniej wiemy, ze oni naprawdę nas kochają- Dorcas parsknęła śmiechem wspinając się po schodach.
-No ba,  że tak. Teraz będzie nagroda, jeśli uda im się do nas dostać- puściła oczko Meadowes.
-Racja. Przygotujemy coś specjalnego i absolutnie nadzwyczajnego.