niedziela, 21 października 2012

28. "Rozterki rudowłosej"


Myśl o nieznajomym chłopaku nie dawała jej spokoju przez pół nocy. Miała nieodparte wrażenie, że już kiedyś go wiedziała, jednak przy tak słabym oświetleniu, ciężko jej było go zidentyfikować. W głębi duży miała nadzieję, że spotka go kolejnego dnia, może wtedy miałaby czyste sumienie. Obudziła się stosunkowo wcześnie. Zegarek wskazywał godzinę ósmą. Westchnęła głęboko i wyśliznęła się spod kołdry. Podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Uśmiechnęła się nie znacznie na widok ustrojonych drzewek. Przysięgła sobie, ze już nie będzie rozpamiętywać przyszłości i we w miarę dobrym nastroju opuściła pokój. Skierowała się do łazienki i wzięła szybki prysznic, który do końca otrzeźwił jej zmysły. Założyła, długi, tunikowy sweter do fioletowych leginsów, do tego puchate kapcie i  wślizgnęła się po cichu do sypialni Jamesa.  Zachichotała w duchu spoglądając na  rozłożoną na łóżku postać chłopaka. Wyglądał jeszcze bardziej słodko niż zwykle. Położyła się koło niego.
-Jeszcze pięć minut.- wymruczał przekręcając się na drugi bok. Pocałowała go delikatnie czekając na reakcję. Otworzył oczy i spojrzał na nią ze zdziwieniem.- Lily?- wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Oplótł ja ramieniem i przyciągnął do siebie. Ich usta ponownie złączyły się w  miłosnym tańcu. Oderwała się od niego. Rzucił jej wymowne spojrzenie.
-Nie rób mi tego- jęknął.  Zaśmiała się i cmoknęła go przelotnie.
-Nie teraz.- puściła mu oczko i wyszła z pokoju. Kąciki jego warg drgnęły lekko. Wtulił się w poduszkę, i już po chwili spał twardym snem.
Zeszła na dół. Okazało się , ze pani Potter już krząta się  w kuchni szykując śniadanie. Przywitała się z nią i nalała sobie wody.
-Chłopcy jeszcze nie wstali?- Dorea wbiła wzrok w jajecznicę.
-Nie, śpią jak zabici.- Zachichotała i pociągnęła łyk ze szklanki.
-Jak zawsze. Nie ma mowy wyciągnąć ich z łóżka dobrowolnie przed dwunastą.- westchnęła i machnęła różdżką i przywołała pomidory, które pokroiły się niewidzialnym nożem i wpadły do sałatki. Lily przyglądała się temu z podziwem. Nigdy nie miała sposobu zetknąć się z czarodziejską kuchnią. Jedyną taką możliwość miała podczas letniego pobytu u Dorcas, jednak u niej wszystko robiła domowa skrzatka.
-Skąd ja to znam.- odparła siadając przy stole.

Dorcas przybyłą koło pierwszej dzięki proszkowi  fiuu. Pierwsze co zrobiła, to rzuciła się na Syriusza z dziką zawziętością, co zostało skomentowane przez resztę nastolatków wybuchem śmiechu.
-Uważaj po mnie udusisz.- stwierdził żartobliwie Łapa całując ja namiętnie na przywitanie.
-Oj tam, oj tam- zachichotała .
-Ekhem, przypominam, że my też tu jesteśmy.- Lily żartobliwie wyszczerzyła zęby do przyjaciółki. Wymieniły się uściskami . – Muszę z tobą pogadać.- Szepnęła rudowłosa, tak, żeby nikt z pozostałych jej nie słyszał. Meadowes przytaknęła głową i pomachała do Jamesa.
-Zapowiadają się zwariowane święta.- Rogacz zmierzwił czuprynę uśmiechając się zawadiacko.
-A czego oczekiwałeś zapraszając do siebie te diablice?- prychnął Black . Dorcas dała mu kuksańca w bok, a jej kąciki ust lekko zadrgały.
-Nie pozwalaj sobie. – skwitowała wymieniając znaczące spojrzenia z Lilką.
-To była taka przenośnia – wytłumaczył , szczerząc się do dziewczyny.
-Ja już nam twoje przenośnie Łapciu.- oznajmił rzeczowo.
-Daj spokój Meadowes.- James rozsiadł się w fotelu z  założonymi rękami. – nie oszukujmy się.- dodał z błyskiem w oku.
-Uważaj, bo zaraz oberwiesz w ten pusty móżdżek.-  Ruda wystawiła mu język o oparła dłonie na biodrach.
-Skarbie, nie denerwuj się, zachowaj spokój.- rzuciła mu wymowne spojrzenie. – Dobra, już nic nie mówię.- wybuchnęły śmiechem.
-Dobra, idziemy na górę.- wszyscy zgodnie pokiwali głowami i zaczęli się wspinać po schodach.
-Ej! A kufer to się sam zaniesie?-  wypaliła Dorcas z politowaniem. Syriusz przejechał dłonią po twarzy i wciągnął go na piętro.
-Dziękówka skarbie.- posłała mu całusa i dołączyła do Lily.
-Nie rozpakuj się jeszcze – Black wymienił znaczące spojrzenia z Jamesem. Dziewczyny uniosły lekko brwi.
-Co wy znów knujecie.?- dopytywała się Meadowes łypiąc na nich podejrzliwie.
-Nic takiego, ubierzcie się bo zaraz wychodzimy.- Łapa obdarzył ich jednym ze swoich zniewalających uśmiechów.
-Wole nie wiedzieć co znowu wymyśliliście.- westchnęła  rudowłosa.

Szli zaśnieżonymi uliczkami żartując i śmiejąc się z głupot opowiadanych przez chłopaków.
-Może w końcu ujawnicie skrawek tajemnicy i powiecie nam coś?- Dorcas spojrzała błagalnie na narzeczonego.
-Niedługo się dowiecie. Ale na pewno nie będziecie zawiedzione.- parsknął śmiechem Syriusz szturchając Pottera łokciem.
-Trzymam cię za słowo.- skwitowała brunetka.  Syriusz zasłonił jej oczy dłońmi.
-Ej, co ty do cholery robisz?- oburzyła się  próbując wyrwać się z jego uścisku.
-Nie wierć się  to będzie szybciej.- urwał powstrzymując się od śmichu. Stali przed dużym, kremowym budynkiem, okolonym pasmem żywopłotu okrytym białym puchem. Uwolnił dziewczynę i z ciekawością czekał na jej reakcję.
-Tą niespodzianką miało być przyglądaniu się temu domowi?- spytała z politowaniem.
-NASZEMU domowi- powiedział akcentując pierwsze słowo.
-Chyba żartujesz.- wpatrywała się w niego ze zdziwieniem. Pokręcił przecząco głową. Rzuciła się mu na szyję.
-Och, Łapciu, jak ja cię kocham!- obdarzyła go namiętnym pocałunkiem.
-Miałem nadzieję, ze będziesz miała ochotę go zwiedzić.- poruszył znacząco brwiami. Lily i James wymienili znaczące spojrzenia nie wtrącając się do konwersacji pary.
-No pewnie. Zadajesz niesamowicie głupie pytania. – Zachichotała wymieniając znaczące spojrzenia z zielonooką.  Podeszli do dużych, dębowych drzwi z rzeźbioną kołatką w kształcie smoka. Weszli do środka i z ciekawością rozejrzeli się po czekoladowym wnętrzu. Wszystko było w tonacji brązu i beżu przeplatanego gdzie nie gdzie odcieniami czerwieni i bieli. Rozebrali się i wkroczyli do kolistego salonu okolonego regałami z książkami i misternymi wzorami.
-Nie no, o wszystko was można podejrzewać, ale nie o to.- Ruda parsknęła śmiechem opadając na skórzaną kanapę koło przyjaciół. Odgarnęła włosy na plecy przyglądając się uważnie otoczeniu.
-Nie doceniasz nas – skwitował Syriusz rozpierając się wygodnie na fotelu naprzeciwko kominka jarzącego się pomarańczowym blaskiem.
-Ja was po prostu ZNAM-  powiedziała kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo.
-Widać jednak nie- żachnął się szarmancko szczerząc zęby. – W każdym razie planujemy tu spędzić resztę ferii, co wy na to? – oznajmił z błyskiem w oku lustrując ich wzrokiem.
-Nie można było tak od razu.?- wybuchli śmiechem.
-Jak wy lubicie wszystko utrudniać.- Evans spojrzała z pretensją na jamesa. Uśmiechnął się do niej niewinnie.
-Wtedy jest ciekawiej.

Wrócili do domu Potterów i zabrali z niego swoje rzeczy. Cała czwórka byłą wyraźnie uradowana z tego faktu, a każdy miał ku temu inne powody. Lily będąc w towarzystwie przyjaciół kompletnie zapomniała o nieznajomym chłopaku, który tak uporczywie drażnił jej myśli podczas minionej nocy. Nie wiedziała jeszcze, jak dużo się zmieni w ciągu tych kilku dni.. Słońce chylił się ku zachodowi roztaczając wielobarwną poświatę na ośnieżone uliczki, ukazując ich najgłębsze sekrety. Mimo nie ustającego zimna , przechadzali się wzdłuż zmarzniętych chodników śmiejąc się do rozpuku i nie zwracając uwagę na przechodniów spoglądających w ich stronę z zaciekawieniem i nuta zażenowania. Ostatecznie Lily z Jamesem zajęli sporych rozmiarów sypialnie znajdująca się na piętrze. Stało tam wielkie, przytulne łóżko obłożone ze wszystkich stron kolorowymi, satynowymi poduszkami, natomiast Dorcas i Syriusz usytuowali się w sąsiednim pokoju, utrzymanym w kompletnie innych barwach zieleni i żółci. Remus miał przyjechać po świętach, jednakowoż nie było to do końca pewne. I w końcu nadszedł upragniony przez wszystkich 24 grudnia. Dorea krzątała się po kuchni  z wymalowanym na twarzy skupieniem. Wszyscy unikali starcia z panią domu. Huncwoci mieli za zadanie ubrać choinkę. Wtargnęli do salony z naręczem kartonów i toreb wypełnionych przeróżnymi ozdobami i świecidełkami. Pan Potter przyniósł z okolicznego lasku olbrzymie, rozłożyste drzewko bożonarodzeniowe.
-Cos czuję, ze to nie przeżyje do wieczora.- Zachichotała rudowłosa zawieszając na gałązce szklaną bombkę. Łapa niezdarnie próbował umieścić łańcuch wychylając się maksymalnie na krześle. Zdecydowali, ze zrobią to bez użycia magii.
-Jak spieprzysz się na ta choinkę to przysięgam, że osobiście  pozbawię cię głowy- Oznajmiła Meadowes podejrzliwie wpatrując się w chłopaka. Uśmiechnął się do niej szelmowsko.
-Obawiam się, ze tego nie zrobisz.- odparł z udawaną powagą.
-Zaraz zobaczymy- prychnęła  ironicznie.
-Spokój zakochańce, wiem, ze wasze metody wyrażania swojej miłości są stosunkowo dziwne, ale moglibyście się przymknąć? – zasugerowała Lily mierząc ich przenikliwym wzrokiem.
-Ruda, daj spokój, już prawie udało mi się ja wykurzyć- Black spojrzał na dziewczynę z politowaniem.
-Przykro mi, ze ci przerwałam!- wywróciła oczami i wyciągnęła z pudełka dwa aniołki.
-Przeprosiny zostały przyjęte.
-Ale ja cię wcale nie przepraszałam Łapciu- parsknęła śmiechem.
-Wy sobie tu posiedźcie a my idziemy na górę.- Dorcas pociągnęła zielonooka w stronę schodów.
-Mamy to wszystko zrobić sami?- James z idiotyczną mina zlustrował drzewko. – Nie róbcie nam tego- szepnął błagalnym głosem.
-Przykro skarbie- Lily przesłała mu całusa i zniknęła na piętrze.

Usiadły przy kominku na kremowej kanapie. Czarnowłosa zlustrowała wzrokiem przyjaciółkę. Przez cały czas pobytu u Potterów nie miały czasu porozmawiać ze sobą na osobności. Powróciły wspomnienia i niepewności ówczesnego wieczoru. Evans westchnął głęboko. Nie lubiła zagadek i nie rozwiązanych sytuacji.
Zagubiona w bezcielesnych myślach istnienie,
Miłością nieokrzesaną i spragnioną nikłej codzienności
-Wiec o czym chciałaś ze mną porozmawiać?- Zapytała Meadowes wpatrując się w ogniki tańczące wesoło na palenisku.
-Mam pewien… problem- powiedziała z zastanowieniem marszcząc lekko brwi.
-Jaki?- spojrzała na nią wyczekującą .
-Nie wiesz, czy w tych okolicach  nie mieszka żaden chłopak, który w najbliższym czasie chodził, lub ukończył Hogwart?- wypaliła bezwiednie opadając na oparcie.
-Nie wiem, zdaje się, że tylko Zabini- oświadczyła. Nie, to na pewno nie był on. Poznała by. Czyli miała do czynienie z kimś pozornie nie znajomym… Powoli zaczynało ja to przeraża. Nie cierpiała mieć poczucie, ze ktoś ją wyraźnie zna a ona nie jest w stanie stwierdzić tego samego.  W jej głowie błądziły nieodczytane myśli związane z przeszłością. Starała przypomnieć sobie ową twarz, która tak zapadła jej w pamięć, mimo iż nie widziała jej dokładnie. Tak naprawdę nie byłą pewna, czy w ogóle jest w stanie rozpoznać kogokolwiek w tak nikłym świetle latarni. Wiedziała, ze musi ponownie go spotkać , żeby odprężyć umysł. Może wtedy by się wszystko wyjaśniło? Dotychczas jej życie miało formę pięknej bajki nie zmąconej nawet najmniejszym okruchem smutku. Idealne oceny, chłopak, przyjaciele, rodzina.. Wszystko było aż nadto idealne. Wiedziała, ze kiedyś to wrażenie pryśnie jak bańka przebita cienka igłą losu.
-Aha, na pewno tylko on?- dopytała się z nadzieją w głosie.
-Tak, ale jak chcesz mogę się dopytać łapy.- zasugerowała trzeźwo.
-Nie, niema takiej potrzeby.- Ucięła.
-Coś cię gryzie.- Bardziej stwierdziła niż zapytała. Zielonooka spojrzała na Dorcas nieobecnym wzrokiem.
-Można tak powiedzieć.
-Daj spokój, mi nie powiesz?-  Czarnowłosa parsknęła śmiechem ukazując rządek białych zębów.
-Oj no dobra.- zachichotała pochylając się nad przyjaciółka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz