-Petunia do cholery wypierdalaj stąd.- twarz Lily przybrała
kolor purpury. Stałą tak z zaciśniętymi pięściami naprzeciwko drzwi do pokoju
wpatrując się nienawistnym wzrokiem w starszą
siostrę, która zdawała się garbić bardziej niż zwykle , jednak nie
ruszała się z miejsca.
-Ogłuchłaś?- Prychnęła rudowłosa zaciskając wargi w cienką
linię. Blondynka patrzyła się na nią ze zmrużonymi oczami strachliwie cofając
nogę.
-Nie będziesz mi rozkazywać dziwolągu. – wysyczała.
-Skąd ten nagły przypływ odwagi! Może chcesz abym użyła
tego!- pomachała jej przed oczami
różdżką z szyderczym uśmiechem. Poskutkowało. Dziewczyna momentalnie zniknęła
za drzwiami. James podrapał się po głowię z dezorientacją.
-Ona ma jakieś problemy z mózgiem?- spytał z dziwną miną.
Zachichotała cicho.
-Można to tak nazwać.- parsknęli śmiechem wycofując się na
lóżko
-Lily!- Z dołu dobiegł głos matki. Wywróciła oczami
spojrzała przepraszająco na Rogacza.
-Niech zgadnę.. Ta ropucha właśnie na mnie na kablowała.-
wywróciła oczami i zbiegła na dół po drodze łypiąc groźnie na Petunię , która
aktualnie kryła się za rozłożystym kwiatem.
-Właśnie podpisałaś oficjalna umowę pt . „ Jak wejdziesz mi
w drogę to zginiesz marnie”- zadarła głowę z wyższością podchodząc do
rodzicielki. Pani Evans spojrzała na nią z wyrzutem.
-Czemu straszysz siostrę?- Spytała spokojnie.
-Ale ja jej wcale nie straszę! Nic na to nie poradzę że jest
tchórzliwa.- powiedziała niewinnie spoglądając na nią zza kurtyny rudych
włosów. Mary pokręciła głową z dezaprobatą.
-W takiej sytuacji zostajesz u nas na święta.- dziewczyna
wybałuszyła oczy na matkę z niedowierzeniem i paniką.
-Nie zrobisz mi tego..- wychrypiała cicho.
-Owszem, zrobię.- Lily ze z wściekłością trzasnęła drzwiami
do kuchni i szybkim krokiem wbiegła po schodach do pokoju.
-Nienawidzę tego domu i wszystkich jego mieszkańców.- Opadła
rozżalona na fotel koło Jamesa nerwowo pstrykając palcami. Na jego twarzy
pojawił się cień zamyślenia.
-Słyszałeś co ona powiedziała!?- wrzasnęła w przypływie
gniewu rzucając poduszką w ścianę.
-Tak- odparł spokojnie unosząc głowę. Zdziwiła ją jego
reakcja, oczekiwała większego zainteresowania.
-Nikt mi nie będzie mówił co mam robić.- wymruczała zacięcie
wpatrując się w jedno ze zdjęć.- Jestem prawie pełnoletnia- dodała po chwili
zastanowienie.
-Musisz słuchać rodziców- stwierdził wstając z materaca.
-Że co? Ty mi to mówisz?- wy buchnęła histerycznym śmiechem.
Spojrzał na nią wymownie.
-Dokładnie. Lily, po prostu nie chcę, żebyś przeze mnie
wpadła w konflikt z rodziną.- wytłumaczył z troską gładząc ja po włosach. Na
jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Sami sobie nagrabili. – wypaliła wtulając się w jego
ramiona.
-Niezbyt ogarniam sytuację. Jednak uważam, ze zrobisz co
uważasz.- wyszczerzył zęby i sięgnął po
szklankę soku malinowego.
-Racja. Czyli zgadzasz się żebym z tobą zamieszkała na
święta.? Od dzisiaj- Spytała z nadzieją wywołując u chłopaka nagły atak kaszlu.
-Dzisiaj, już teraz?- wychrypiał ze zdziwieniem.
-Jak nie chcesz to może jednak nie.- ucięła ze słodka miną.
-Nie no jasne, że chcę. Tylko rodzice nie wiedzą. Będą mi
prawić wyrzuty, że ich nie zawiadomiłem. Poza tym jak zamierzasz opuścić dom
niezauważona. Będą mnie kojarzyć jako porywacza
- zaśmiał się.
-Czuję się trochę niezręcznie, ale sprawiłoby mi to
satysfakcję.- westchnęła głęboko.
-W takim razie sugerują, żebyś zaczęła się już pakować.-
wskazał na kufer stojący w rogu pokoju.
-No tak. Zapomniałam. Nawet nie zdążyłam go wypakować.
Wrzucę tylko kilka rzeczy.- podeszła do szafy i wygrzebała z niej kilka
zimowych ciuchów i sukienek. Ułożyła je na szatach wyjściowych i zatrzasnęła
wieko.- Ja już jestem gotowa. Poczekaj tu chwilkę.- wymknęła się z
pomieszczenia zmierzając do kuchni.
-Jeżeli sądzisz, ze ten głupi zakaz pozbawi mnie szczęścia
tylko dlatego, że ten podły tchórz boi się każdego mojego ruchu to się mylisz.-
zwróciła się do Matki spokojnie.
-Lily przemyśl to- mary popatrzyła na córkę ze smutkiem.
-Już przemyślałam. To moja ostateczna decyzja. Na siłę nas
nie pogodzić. Najpierw musisz przemówić do jej pustego móżdżka. – prychnęła
odwracając się na pięcie.
-Zrobisz jak uważasz.- usłyszała za sobą. Zacisnęła zęby i
powróciła do sypialni.
-James? Jak planujesz
się tam dostać?- Lily spojrzała na chłopaka podejrzliwie marszcząc
czoło. Rodzice niezbyt byli zadowoleni, jednak
ostatecznie pozwolili jej wyjechać. Być może zdawali sobie sprawę, ze
jej nie zatrzymają. Nie oszczędzili jej jednak długiego monologu na temat
bezpieczeństwa w sferze seksualnej jak i życiowej, jakby sama o tym nie
wiedziała. James obserwował scenę pożegnania z nutą rozbawienia. Teraz szli
wzdłuż oblodzonego trawnika w kierunku centrum Londynu.
-To bardzo proste. Błędnym Rycerzem!- Stwierdził beztrosko
szczerząc zęby do dziewczyny.
Wytrzeszczyła na niego oczy szczerze zdziwiona.
-Czym?- Dopytała się z dziwnym wyrazem twarzy powodując u
Pottera nagły wybuch śmiechu.
-Co cię tak rozbawiło?- Prychnęła z nutą obrażenia.
-Nie wiesz co to?- popatrzył na nią z dezorientacją.
-A nie widać?-powiedziała z nutą ironii siadając na kufrze.
-No tak. Więc to jest środek transportu czarodziejów,
przynajmniej można to tak nazwać- zdefiniował mierzwiąc włosy. Przed nimi
pojawił się kilku piętrowy autobus. Zatrzymał się z piskiem opon, a z jego wnętrza wychyliła się głowa drobnego
blondyna. James zamienił z nim kilka słów i wsiadł do środka ciągnąc za sobą
rudowłosą.
-Teraz już wiem –zachichotała opadając na łóżko. Szarpnęło i
ruszyli w zastraszającym tempie. – Jesteś pewien, ze to bezpieczne?- Spytała
niepewnie wyglądając przez okno.
-No jasne!.
Najbardziej w świeci.- rzucił
rozciągając się wygodnie na materacu.
-Miałabym pewne wątpliwości, ale nie będę negocjować-
uniosła brew i oparła ręce na kolanach wpatrując się nieobecnym wzrokiem w
szybę.
-Nudzi mi się.- Stwierdziła po dwudziestu minutach drogi.
-Już nie długo.- uśmiechnął się pokrzepiająco
-Nan taką nadzieję.- zachichotała przeciągając się leniwie.
Autobus zatrzymał się przed rzeźbionym murem i wymyślnie
zdobioną bramą. Wyszła z autobusu z zafascynowaniem chłonąc każdy szczegół.
Wkroczyła na teren posesji z podziwem spoglądając na wciąż zielone krzaki róż i
piwonii, obrastające bajeczny ogród.
-Wow. Tego się nie spodziewałam.- Stwierdziła ze śmiechem
szczerząc zęby do Jamesa. Odwzajemnił uśmiech i poprowadził ją wzdłuż
kamiennego chodnika w stronę białego domu, składającego się gdzie nie gdzie
ze szklanych uwypukleń .
-James, mógłbyś wejść pierwszy?- Spytała niepewnie spoglądając na mosiężne drzwi.
-Nie ma mowy.- Pociągnął za klamkę i wepchnął ją do środka.
Stała teraz w półokrągłym pomieszczeniu o beżowych ścianach obwieszonych
zdjęciami z kolejnych lat życia Rogacza. Zachichotała w duchu i zaczęła się
rozbierać.
-Mamo! Wróciłem, i mam dla ciebie małą niespodziankę.-
zawołał. Do holu wpadła zdyszana pani Potter. Była to kobieta średniego wzrostu
o długich brązowych włosach i orzechowych oczach. Spoglądała na Lily z
zaciekawieniem.
-Dlaczego nie powiedziałeś , że przyprowadzisz gościa
Jamie?- Spytała z wyrzutem patrząc na syna. Wywrócił oczami.
-Po pierwsze sam nie wiedziałem, że tak wyjdzie, a po drugie
nie mów do mnie Jamie. – Odparł zirytowany.- Przynajmniej przy znajomych- dodał
półgłosem. Rudowłosa parsknęła śmiechem. Wiedziała już, ze na pewno polubi tę
kobietę.
-Dzień dobry pani.- powiedziała z uśmiechem uściskają rękę
pani domu.
-Ty musisz być Lily Evans? Jamie dużo o tobie mówił. Podobno
w końcu udało mu się cię poderwać. Po tylu latach..- trajkotała żywo wymachując
rękami. Rogacz przejechał ręką po twarzy.
-Mamo bez szczegółów.- poprosił lekko zmieszany.
-Cieszę się, że ee… pani o mnie opowiadał.- wymamrotała
niepewnie rzucając ukradkowe spojrzenie
na chłopaka.
-Mów mi Dorea- żachnęła się pani Potter poprawiając
koronkowy fartuszek.
-Ja teraz pokażę Lily dom, a ty ugotuj coś pysznego.-
polecił pchając Rudą w stronę schodów.
-No tak, prawie bym zapomniała. Babeczki!- Kobieta pobiegła
szybko do sąsiedniego pomieszczenia, które najprawdopodobniej było kuchnią.
-Jak zwykle nie potrafi się powstrzymać od plotkowania.-
Pokręcił głową z dezaprobatą.
-Przesadzasz, jest bardzo miła- zielonooka
zachichotała. James otworzył drzwi do
pokoju na końcu korytarza.
-To będzie twoja sypialnia- Stwierdził wpuszczając ja do
środka. Rozejrzała się dookoła z zachwytem. Miała wrażenie, jakby trafiła tu w
środku lata. Zielone ściany i żółte, zwiewne firanki otoczone z dwóch stron
fioletowymi zasłonami, roztaczały ciepło
i pozytywną energię. Po prawej stronie stało białe łoże, z jasnym baldachimem i
zrobione w staromodnym stylu meble z jasnego drewna.
-Jest super- Stwierdziła podchodząc do okna i spoglądając na
ośnieżone czubki drzew.
-Tak myślałem, że ci się spodoba. Teraz możemy iść do mnie.-
rzucił podchodząc do drzwi.
-Spoko, mi psuje.- uśmiechnęła się do niego zalotnie .
Jak się okazało pokój Jamesa znajdował się naprzeciwko jej
sypialni. W sumie niezłe udogodnienie. Tu raczej przeważały najróżniejsze
odcienie czerwieni i brązu. Nie licząc mnóstwa kolorowych zdjęć drużyn
quidditcha, no i oczywiście samych Huncwotów. Nad łóżkiem wisiała sporej
wielkości fotografia rudowłosej dziewczyny o zielonych oczach.
-Od dawna to masz?- Spytała z rozbawieniem. Objął ja ramieniem spoglądając w to samo
miejsce.
-Te od roku. Wcześniej miałem inne.- Lily słysząc jego
odpowiedź wybuchła śmiechem.
-Masz szczęście, ze wcześniej tego nie wiedziałam.-
zachichotała wpatrując się w jego orzechowe tęczówki.
-Oj tam. Nie czujesz się przypadkiem obserwowana?- Zapytał.
-Nie, dlaczego.?- zdziwiła się.
-Bo taki jeden kretyn o nazwisku Black właśnie się czai za
drzwiami.- parsknął śmiechem wskazując na wyjście.
-Łapa? Syriusz wyłaź stamtąd- wrzasnęła piorunując go
wzrokiem. Chłopak wszedł do pokoju wolnym krokiem szczerząc zęby z
zadowoleniem.
-Cześć Ruda. Dawno się nie widzieliśmy.- zaczął wkładając ręce do kieszeni.
-Naprawdę dawno, zaledwie dzisiaj.- prychnęła żartobliwie.
-Ale jak widzę nic się nie zmieniło od tamtej pory.- rzucił
puszczając oko do Jamesa.
-Co cię sprowadza w te zacne progi?- kontynuował.
-A tak chciałam odwiedzić mojego chłopaka.- odparła
przytulając się do Rogasia.
-Łapcio mieszka tu od jakiegoś czasu, będziesz musiała się
do tego przyzwyczaić. I nie patrz tak na mnie, potem ci wyjaśnię.-Potter
błysnął wesołym uśmiechem.
-Wiecie gołąbki, nie jestem zbyt chętny przerywać wasze
igraszki miłosne, ale Dorea właśnie zrobiła kolacje i jak się za chwile nie
zjawicie posądzi Rogasia o głodzenie Rudej. – wypalił opuszczając
pomieszczenie.
-Fakt, z nią lepiej nie igrać. Chodźmy lepiej, bo jeszcze
zabroni nam się widywać, a tego byśmy nie chcieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz