niedziela, 21 października 2012

26. "Nieoczekiwana zmiana planów cz.1"


-Petunia do cholery wypierdalaj stąd.- twarz Lily przybrała kolor purpury. Stałą tak z zaciśniętymi pięściami naprzeciwko drzwi do pokoju wpatrując się nienawistnym wzrokiem w starszą  siostrę, która zdawała się garbić bardziej niż zwykle , jednak nie ruszała się z miejsca.
-Ogłuchłaś?- Prychnęła rudowłosa zaciskając wargi w cienką linię. Blondynka patrzyła się na nią ze zmrużonymi oczami strachliwie cofając nogę.
-Nie będziesz mi rozkazywać dziwolągu. – wysyczała.
-Skąd ten nagły przypływ odwagi! Może chcesz abym użyła tego!-  pomachała jej przed oczami różdżką z szyderczym uśmiechem. Poskutkowało. Dziewczyna momentalnie zniknęła za drzwiami. James podrapał się po głowię z dezorientacją.
-Ona ma jakieś problemy z mózgiem?- spytał z dziwną miną. Zachichotała cicho.
-Można to tak nazwać.- parsknęli śmiechem wycofując się na lóżko
-Lily!- Z dołu dobiegł głos matki. Wywróciła oczami spojrzała przepraszająco na Rogacza.
-Niech zgadnę.. Ta ropucha właśnie na mnie na kablowała.- wywróciła oczami i zbiegła na dół po drodze łypiąc groźnie na Petunię , która aktualnie kryła się za rozłożystym kwiatem.
-Właśnie podpisałaś oficjalna umowę pt . „ Jak wejdziesz mi w drogę to zginiesz marnie”- zadarła głowę z wyższością podchodząc do rodzicielki. Pani Evans spojrzała na nią z wyrzutem.
-Czemu straszysz siostrę?- Spytała spokojnie.
-Ale ja jej wcale nie straszę! Nic na to nie poradzę że jest tchórzliwa.- powiedziała niewinnie spoglądając na nią zza kurtyny rudych włosów. Mary pokręciła głową z dezaprobatą.
-W takiej sytuacji zostajesz u nas na święta.- dziewczyna wybałuszyła oczy na matkę z niedowierzeniem i paniką.
-Nie zrobisz mi tego..- wychrypiała cicho.
-Owszem, zrobię.- Lily ze z wściekłością trzasnęła drzwiami do kuchni i szybkim krokiem wbiegła po schodach do pokoju.
-Nienawidzę tego domu i wszystkich jego mieszkańców.- Opadła rozżalona na fotel koło Jamesa nerwowo pstrykając palcami. Na jego twarzy pojawił się cień zamyślenia.
-Słyszałeś co ona powiedziała!?- wrzasnęła w przypływie gniewu rzucając poduszką w ścianę.
-Tak- odparł spokojnie unosząc głowę. Zdziwiła ją jego reakcja, oczekiwała większego zainteresowania.
-Nikt mi nie będzie mówił co mam robić.- wymruczała zacięcie wpatrując się w jedno ze zdjęć.- Jestem prawie pełnoletnia- dodała po chwili zastanowienie.
-Musisz słuchać rodziców- stwierdził wstając z materaca.
-Że co? Ty mi to mówisz?- wy buchnęła histerycznym śmiechem. Spojrzał na nią wymownie.
-Dokładnie. Lily, po prostu nie chcę, żebyś przeze mnie wpadła w konflikt z rodziną.- wytłumaczył z troską gładząc ja po włosach. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Sami sobie nagrabili. – wypaliła wtulając się w jego ramiona.
-Niezbyt ogarniam sytuację. Jednak uważam, ze zrobisz co uważasz.- wyszczerzył zęby  i sięgnął po szklankę soku malinowego.
-Racja. Czyli zgadzasz się żebym z tobą zamieszkała na święta.? Od dzisiaj- Spytała z nadzieją wywołując u chłopaka nagły atak kaszlu.
-Dzisiaj, już teraz?- wychrypiał ze zdziwieniem.
-Jak nie chcesz to może jednak nie.- ucięła ze słodka miną.
-Nie no jasne, że chcę. Tylko rodzice nie wiedzą. Będą mi prawić wyrzuty, że ich nie zawiadomiłem. Poza tym jak zamierzasz opuścić dom niezauważona. Będą mnie kojarzyć jako porywacza  - zaśmiał się.
-Czuję się trochę niezręcznie, ale sprawiłoby mi to satysfakcję.- westchnęła głęboko.
-W takim razie sugerują, żebyś zaczęła się już pakować.- wskazał na kufer stojący w rogu pokoju.
-No tak. Zapomniałam. Nawet nie zdążyłam go wypakować. Wrzucę tylko kilka rzeczy.- podeszła do szafy i wygrzebała z niej kilka zimowych ciuchów i sukienek. Ułożyła je na szatach wyjściowych i zatrzasnęła wieko.- Ja już jestem gotowa. Poczekaj tu chwilkę.- wymknęła się z pomieszczenia zmierzając do kuchni.
-Jeżeli sądzisz, ze ten głupi zakaz pozbawi mnie szczęścia tylko dlatego, że ten podły tchórz boi się każdego mojego ruchu to się mylisz.- zwróciła się do Matki spokojnie.
-Lily przemyśl to- mary popatrzyła na córkę ze smutkiem.
-Już przemyślałam. To moja ostateczna decyzja. Na siłę nas nie pogodzić. Najpierw musisz przemówić do jej pustego móżdżka. – prychnęła odwracając się na pięcie.
-Zrobisz jak uważasz.- usłyszała za sobą. Zacisnęła zęby i powróciła do sypialni.

-James? Jak planujesz  się tam dostać?- Lily spojrzała na chłopaka podejrzliwie marszcząc czoło. Rodzice niezbyt byli zadowoleni, jednak  ostatecznie pozwolili jej wyjechać. Być może zdawali sobie sprawę, ze jej nie zatrzymają. Nie oszczędzili jej jednak długiego monologu na temat bezpieczeństwa w sferze seksualnej jak i życiowej, jakby sama o tym nie wiedziała. James obserwował scenę pożegnania z nutą rozbawienia. Teraz szli wzdłuż oblodzonego trawnika w kierunku centrum Londynu.
-To bardzo proste. Błędnym Rycerzem!- Stwierdził beztrosko szczerząc zęby do dziewczyny.  Wytrzeszczyła na niego oczy szczerze zdziwiona.
-Czym?- Dopytała się z dziwnym wyrazem twarzy powodując u Pottera nagły wybuch śmiechu.
-Co cię tak rozbawiło?- Prychnęła z nutą obrażenia.
-Nie wiesz co to?- popatrzył na nią z dezorientacją.
-A nie widać?-powiedziała z nutą ironii siadając na kufrze.
-No tak. Więc to jest środek transportu czarodziejów, przynajmniej można to tak nazwać- zdefiniował mierzwiąc włosy. Przed nimi pojawił się kilku piętrowy autobus. Zatrzymał się z piskiem opon, a  z jego wnętrza wychyliła się głowa drobnego blondyna. James zamienił z nim kilka słów i wsiadł do środka ciągnąc za sobą rudowłosą.
-Teraz już wiem –zachichotała opadając na łóżko. Szarpnęło i ruszyli w zastraszającym tempie. – Jesteś pewien, ze to bezpieczne?- Spytała niepewnie wyglądając przez okno.
-No jasne!.  Najbardziej w świeci.-  rzucił rozciągając się wygodnie na materacu.
-Miałabym pewne wątpliwości, ale nie będę negocjować- uniosła brew i oparła ręce na kolanach wpatrując się nieobecnym wzrokiem w szybę.
-Nudzi mi się.- Stwierdziła po dwudziestu minutach drogi.
-Już nie długo.- uśmiechnął się pokrzepiająco
-Nan taką nadzieję.- zachichotała przeciągając się leniwie.

Autobus zatrzymał się przed rzeźbionym murem i wymyślnie zdobioną bramą. Wyszła z autobusu z zafascynowaniem chłonąc każdy szczegół. Wkroczyła na teren posesji z podziwem spoglądając na wciąż zielone krzaki róż i piwonii, obrastające bajeczny ogród.
-Wow. Tego się nie spodziewałam.- Stwierdziła ze śmiechem szczerząc zęby do Jamesa. Odwzajemnił uśmiech i poprowadził ją wzdłuż kamiennego chodnika w stronę białego domu, składającego się gdzie nie gdzie ze  szklanych uwypukleń .
-James, mógłbyś wejść pierwszy?- Spytała  niepewnie spoglądając  na mosiężne drzwi.
-Nie ma mowy.- Pociągnął za klamkę i wepchnął ją do środka. Stała teraz w półokrągłym pomieszczeniu o beżowych ścianach obwieszonych zdjęciami z kolejnych lat życia Rogacza. Zachichotała w duchu i zaczęła się rozbierać.
-Mamo! Wróciłem, i mam dla ciebie małą niespodziankę.- zawołał. Do holu wpadła zdyszana pani Potter. Była to kobieta średniego wzrostu o długich brązowych włosach i orzechowych oczach. Spoglądała na Lily z zaciekawieniem.
-Dlaczego nie powiedziałeś , że przyprowadzisz gościa Jamie?- Spytała z wyrzutem patrząc na syna. Wywrócił oczami.
-Po pierwsze sam nie wiedziałem, że tak wyjdzie, a po drugie nie mów do mnie Jamie. – Odparł zirytowany.- Przynajmniej przy znajomych- dodał półgłosem. Rudowłosa parsknęła śmiechem. Wiedziała już, ze na pewno polubi tę kobietę.
-Dzień dobry pani.- powiedziała z uśmiechem uściskają rękę pani domu.
-Ty musisz być Lily Evans? Jamie dużo o tobie mówił. Podobno w końcu udało mu się cię poderwać. Po tylu latach..- trajkotała żywo wymachując rękami. Rogacz przejechał ręką po twarzy.
-Mamo bez szczegółów.- poprosił lekko zmieszany.
-Cieszę się, że ee… pani o mnie opowiadał.- wymamrotała niepewnie rzucając  ukradkowe spojrzenie na chłopaka.
-Mów mi Dorea- żachnęła się pani Potter poprawiając koronkowy fartuszek.
-Ja teraz pokażę Lily dom, a ty ugotuj coś pysznego.- polecił pchając Rudą w stronę schodów.
-No tak, prawie bym zapomniała. Babeczki!- Kobieta pobiegła szybko do sąsiedniego pomieszczenia, które najprawdopodobniej było kuchnią.
-Jak zwykle nie potrafi się powstrzymać od plotkowania.- Pokręcił głową z dezaprobatą.
-Przesadzasz, jest bardzo miła- zielonooka zachichotała.  James otworzył drzwi do pokoju na końcu korytarza.
-To będzie twoja sypialnia- Stwierdził wpuszczając ja do środka. Rozejrzała się dookoła z zachwytem. Miała wrażenie, jakby trafiła tu w środku lata. Zielone ściany i żółte, zwiewne firanki otoczone z dwóch stron fioletowymi zasłonami,  roztaczały ciepło i pozytywną energię. Po prawej stronie stało białe łoże, z jasnym baldachimem i zrobione w staromodnym stylu meble z jasnego drewna.
-Jest super- Stwierdziła podchodząc do okna i spoglądając na ośnieżone czubki drzew.
-Tak myślałem, że ci się spodoba. Teraz możemy iść do mnie.- rzucił podchodząc do drzwi.
-Spoko, mi psuje.- uśmiechnęła się do niego zalotnie .
Jak się okazało pokój Jamesa znajdował się naprzeciwko jej sypialni. W sumie niezłe udogodnienie. Tu raczej przeważały najróżniejsze odcienie czerwieni i brązu. Nie licząc mnóstwa kolorowych zdjęć drużyn quidditcha, no i oczywiście samych Huncwotów. Nad łóżkiem wisiała sporej wielkości fotografia rudowłosej dziewczyny o zielonych oczach.
-Od dawna to masz?- Spytała z rozbawieniem.  Objął ja ramieniem spoglądając w to samo miejsce.
-Te od roku. Wcześniej miałem inne.- Lily słysząc jego odpowiedź wybuchła śmiechem.
-Masz szczęście, ze wcześniej tego nie wiedziałam.- zachichotała wpatrując się w jego orzechowe tęczówki.
-Oj tam. Nie czujesz się przypadkiem obserwowana?- Zapytał.
-Nie, dlaczego.?- zdziwiła się.
-Bo taki jeden kretyn o nazwisku Black właśnie się czai za drzwiami.- parsknął śmiechem wskazując na wyjście.
-Łapa? Syriusz wyłaź stamtąd- wrzasnęła piorunując go wzrokiem. Chłopak wszedł do pokoju wolnym krokiem szczerząc zęby z zadowoleniem.
-Cześć Ruda. Dawno się nie widzieliśmy.-  zaczął wkładając ręce do kieszeni.
-Naprawdę dawno, zaledwie dzisiaj.- prychnęła żartobliwie.
-Ale jak widzę nic się nie zmieniło od tamtej pory.- rzucił puszczając oko do Jamesa.
-Co cię sprowadza w te zacne progi?- kontynuował.
-A tak chciałam odwiedzić mojego chłopaka.- odparła przytulając się do Rogasia.
-Łapcio mieszka tu od jakiegoś czasu, będziesz musiała się do tego przyzwyczaić. I nie patrz tak na mnie, potem ci wyjaśnię.-Potter błysnął wesołym uśmiechem.
-Wiecie gołąbki, nie jestem zbyt chętny przerywać wasze igraszki miłosne, ale Dorea właśnie zrobiła kolacje i jak się za chwile nie zjawicie posądzi Rogasia o głodzenie Rudej. – wypalił opuszczając pomieszczenie.
-Fakt, z nią lepiej nie igrać. Chodźmy lepiej, bo jeszcze zabroni nam się widywać, a tego byśmy nie chcieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz