-Zaczynam wątpić w powodzenie tego planu.- Lily z mieszanymi
uczuciami wpatrywała się w zegarek. Dorcas spojrzała na nią z zastanowieniem.
-Ja nie. Wszystko jest ustalone.- Stwierdziła ze stoickim
spokojem przenosząc wzrok na wyjście.-Poza tym czekanie mnie dobija.- dodała z
grymasem na twarzy wciskając się w fotel.
-Mnie też. Chociaż pomyśl. Dwie dziewczyny przeciwko
pelerynie i mapie Huncwotów.- prychnęła Lily odgarniając włosy za ucho.
-Faktycznie, o mapie nie myślałam. Ale może nie będą się
zbytnio przyglądać postaciom.- powiedziała wzruszając ramionami.
-To się okaże. Jak na razie wierze w pozytywne zakończenie
akcji.- Dorcas zachichotała wychylając
się za oparcie.- Patrz, wyleźli z twierdzy.- wypaliła spoglądając na trójkę
chłopaków.
-Dobra, czyli udajemy, ze nic się nie stało i, że jesteśmy
zmęczone.- Rudowłosa w skupieniu przypomniała sobie kolejne punkty planu. W tym
czasie Huncwoci zdążyli dotrzeć do nich i zając miejsca.
-Cześć laski.- Syriusz z nonszalanckim uśmiechem rozłożył
się na sofie, jak zwykle w niedbale zapiętej koszuli i rozluźnionym krawacie.
-Cześć mary nocne.- prychnęła Meadowes, za co dostała
kuksańca w bok od Lily. Rogacz i Łapa
wymienili znaczące spojrzenia.
-Znaczy ona chciała powiedzieć, że jesteśmy zmęczone i
wybaczamy wam odwołanie spotkania.- wtrąciła się. Chłopacy stłumili śmiech.
-W takim razie dawno powinnyście być w łóżkach. Jest
jedenasta.- Stwierdził Peter sadowiąc się na fotelu.
-Stwierdziłyśmy, ze nie pożegnałyśmy się jeszcze z naszymi chłopakami.- Dorcas błyskotliwie
wybrnęła z sytuacji. Podeszła do Blacka i u usiadła mu na kolanach. Spojrzał na
nią swoimi czarnymi oczami i przyciągnął do siebie.
-A ty złotko się ze mną nie pożegnasz?- James zwrócił się do
Evans szeroko szczerząc zęby. Dziewczyna powstrzymała się przed wybuchem
śmiechu.
-W sumie równie dobrze to ty mógłbyś się ze mną pożegnać
wstając i podchodząc do mnie.- Stwierdziła zakładając ręce na piersiach.
-Nie pomyślałem o tym w ten sposób.- Zaśmiał się cicho i
złożył na jej ustach szybki pocałunek.
-No wiesz co? Tylko tyle?- prychnęła z obrażoną miną.
-Mówisz masz.-
pocałował ją czule przyciągają do siebie. Syriusz odchrząknął znacząco.
Głowy zakochanych zwróciły się w jego stronę .
-Wiecie, nie chciałbym przerywać, ale mamy ważną sprawę.
Lunio czeka.- rzucił uśmiechając się tajemniczo. Dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia.
-Nie będziemy was zatrzymywać. Zobaczymy się jutro- Dorcas
ze słodką miną zwróciła się do Huncwotów.
-Aha..- Potter z
lekką dezorientacją skierował się w stronę wyjścia. – A wiec do jutra skarbie-
dorzucił wyjmując mapę i naciągając na siebie i pozostałą dwójkę pelerynę
niewidkę.
-Teraz szybko- Szepnęła rudowłosa, gdy Huncwoci zniknęli już
za obrazem. Nie pewnie wyjrzały na
korytarz. Ciężko było śledzić kogoś, kogo nie było widać. Na szczęście było
słychać. Na palcach przesuwały się wzdłuż ściany z wstrzymanym oddechem. Jak na
razie nie zostały zauważone przez nikogo.
Wszystko szło zgodnie z planem dopóki nie dotarły do rozwidlenia
korytarza.
-Pięknie. Teraz tylko w którą stronę – Evans z rezygnacją
usiadła na posadzce.
-Też się and tym zastanawiam.- Burknęła Dorcas siadając koło
przyjaciółki.
-A ja się zastanawiam co wy tu robicie o tej porze-
Odwróciły się w stronę dobiegającego głosu. Przed nimi stała McGonagall w
pełnej krasie. Z przerażeniem w oczach spoglądały na profesorkę.
-No bo my.. znaczy się Dorcas lunatykuje. Udało mi się ją
dogonić dopiero tu.- Lily tłumaczyła się nie pewnie kłamiąc jak z nut.
-Bardzo dziwne, ze jeszcze to do mnie nie dotarło.-
-Bo ja dopiero zaczęłam.- wtrąciła Meadowes podnosząc się z podłogi.
-Bardzo ciekawe. Gryffindor traci dwadzieścia punktów!
Wracajcie do wieży- burknęła poganiając ich w stronę pokoju wspólnego Gryfonów.
Dziewczyny z rezygnacją wróciły do dormitorium powłócząc nogami.
--Klęska! Jak zwykle. Miejmy nadzieje, ze Huncwoci nas nie
widzieli.- prychnęła rudowłosa wspinając się po schodach.
-To się okaże. Oni zawsze maja szczęście, niezależnie od
tego jak głupie maja pomysły to zawsze uchodzi im to płazem.- żachnęła się
Dorcas wkładając ręce do kieszeni.
Jakkolwiek bądź czuła, ze tu dzieje się coś nie dobrego. Miałą jednak nadzieję,
ze nie ma to związku z żadną dziewczyną.
-Gdzie byłyście?- Marlena spoglądała na nich podejrzliwie.
Dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia i opowiedziały jej o swoich
podejrzeniach.
-Ahh! Oni już tak mają. Pewnych rzeczy się nie dowiecie,
musicie to przyjąć do wiadomości.-
Stwierdziła wsuwając nogi pod kołdrę.
-łatwo ci powiedzieć. To nie twój chłopak włóczy się po
nocach.- Burknęła Lily wyczarowując różdżką kolorowe iskierki. – tak w ogóle to
gdzie cię nosiło przez cały dzień?- spytała patrząc na nią z zainteresowaniem.
Szatynka lekko się zarumieniła.
-Byłam na korkach z zaklęć- wybąkała skubiąc pidżamę.
-Można wiedzieć z kim?- Zachichotała Meadowes szturchając ja
łokciem.
-Z takim chłopakiem..- mruknęła ziewając.- Wybaczcie ale
chce mi się spać- dorzuciła zasłaniając kotary łóżka.
-Ej no! Nie w takiej chwili.- oburzyła się rudowłosa
odsuwając szkarłatne zasłony.
-Marlena się zakochała!- parsknęła śmiechem widząc zmieszaną
miną przyjaciółki.
-Niech wam będzie. Dobranoc.- Wychrypiała zakopując się w
pościeli .Dorcas wymruczała jeszcze coś na temat braku solidarności i ukrywaniu
prawdy. Ustaliły, że następnego dnia porozmawiają z chłopakami i również poszły
spać.
Jednak Huncwoci za nic w świecie nie chcieli ujawnić
tajemnicy. Uparli się przy wersji „ Nie, to może zmienić wasze patrzenie na
pewne osoby, dlatego wam nie powiemy”, czym jeszcze bardziej drażnili
dziewczyny. Przed świętami, nauczyciele dostali weny na zadawanie prac domowych,
dlatego wszyscy siódmoklasiści nie mieli czasu na nic poza nauką. W końcu
nadszedł upragniony ostatni dzień przed feriami. Lily i Dorcas pakowały się
pospiesznie.
-Nie wiesz gdzie jest moja granatowa sukienka.?-
Rudowłosa nerwowa przerzucała rzeczy, w
poszukiwaniu ciuchów.
-Zdaje się, że gdzieś w moim kufrze.- Odparła Meadowes
spokojnie układając bluzki na gromadkę.
-Co ona robi w twoim kufrze?!- prychnęła piorunując wzrokiem
przyjaciółkę.
-Tak jakoś niechcący ją wwaliłam podczas sprzątania.-
wypaliła rzucając w jej stronę sukienkę.
-Spoko.- zachichotała odkładając ją na stertę ciuchów. –Jaka ja jestem głupia-
puknęła się w czoło.- Męczę się układając to wszystko, a przecież równie dobrze
mogę użyć czarów.- wyciągnęła różdżkę- Pakuj- szepnęła. Wszystko ułożyło się w
schludne gromadki. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Dorcas powtórzyła zaklęcie i
po chwili obie były gotowe do wyjazdu.
-Świetnie! Teraz możemy spokojnie iść spać. Jutro czeka nas
piękny dzień.- Westchnęła czarnowłosa układając się na łóżku.- szkoda, ze z nami nie jedziesz.- zwróciła się
do Marleny, która aktualnie leżakowała zatopiona w lekturze.
-wiecie, Adam zostaje.- powiedziała rozmarzonym głosem.
-Tak oto nasza Marlenkę została pożarta przez miłość. Witaj
w klubie.- Lily zachichotała i przeciągnęła się.
-Dajcie spokój. Czysta przyjaźń- obruszyła się robiąc
obrażoną minę.
-nam tego nie wmówisz.
-Oj tam, gdzie
spędzacie święta.?
- Ja chyba u rodziców. Poza tym będziemy z Łapą szukać
jakiegoś przytulnego domu- Dorcas uśmiechnęła się szeroko.
-a ty Ruda?
-No ja pół na pół. James nalega, żebym do niego przyjechała,
ale rodzice bardzo chcą, żebym u nich spędziła święta. Ustalimy to jeszcze. –
odparła z zastanowieniem.- W każdym razie Petunia ma nadzieję, ze nie przyjadę.
Ale mniejsza o to. – westchnęła czesząc włosy.
-Może być ciekawie.-
Marlena parsknęła śmiechem.
-Ta, to będzie piękne-
-Szczególnie kiedy zostawisz Blackowi wybór miejsca
zamieszkania. – Zachichotała Ruda kierując się w stronę łazienki.
Weszły do pustego przedziału i założyły kufry na półki. Lily
zajęła miejsce obok okna. Zawsze w czasie podróży lubiła podziwiać widoki. Już
niedługo miała się spotkać z rodziną. Na dodatek Petunia ma przedstawić swojego
narzeczonego.. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas. Odgarnęła włosy za ucho.
-Przeraża mnie wizja przyszłości- burknęła z dezaprobatą
spoglądając na przyjaciółkę.
-Czyli?- Spytała odwracając się w jej stronę.
-Ślub mojej kochanej siostrzyczki.- prychnęła z niesmakiem.
-Wątpię, czy będzie zadowolona z twojego towarzystwa.-
Dorcas zachichotała i założyła nogę na nogę. -Ja też. Mam ochotę postraszyć ją
trochę, ale chyba nie będę taka wredna.- Evans puściła oczko Meadowes. Do
przedziału wparowała czwórka Huncwotów. Przywitali się i usadowili, tak, że
Syriusz wylądował przy czarnowłosej, a James koło Lily. Peter zajął miejsca na
przeciwległym siedzeniu.
-Gdzie macie lunia?- Dorcas spojrzała pytająco na
narzeczonego.
-Zdaje się, ze nawiązuje romans z Tonks, ale nie wiem do końca-
Łapa zachichotał obejmując ją ramieniem.
-Remus romansuje.. brzmi ciekawie- Ruda położyła nogi na kolanach Pottera.
Popatrzył na nią z rozbawieniem.
-Nie za wygodnie ci?- Zażartował szczerząc zęby.
-Nie, jest w sam raz,- rzuciła.- Jednak nie- odwróciła się
tak, ze opierała się głowa o jego tors.- Teraz jest idealnie.- Rogacz parsknął
śmiechem i pocałował ja delikatnie.
-Pieszczoch z ciebie- stwierdził z szerokim uśmiechem.
-A czego oczekiwałeś?- rzuciła wyzywającym tonem.
-czegoś więcej, niż tylko roli materaca.
-Sugeruje, że może też służyć jako zabawka erotyczna-
wypalił Black, za co dostał po głowie.
-Nie odzywaj się Łapciu. Zajmij się swoją UKOCHANĄ- żachnęła
się Evansówna.
-Ależ ja się zajmuję.- zaśmiał się i zmierzwił włosy
Meadowes.
-Właśnie Łapciu, mógłbyś się mną ZAJĄĆ- Dorcas zachichotała
wpatrując się w jego czarne oczy.
-Wynagrodzę ci na osobności.- Mruknął całując ją namiętnie.
-Moglibyście to ustalać w innym miejscu?- Peter spojrzał na
nich z dezaprobatą.
-Wiesz co Glizdek, powinieneś sobie znaleźć dziewczynę,
ostatnio stałeś się nie do zniesienia.
-Popieram.!- Wtrącił się James. Na korytarzu rozległ się
znajomy głos.
-ŻARCIE!!- Huncwoci zerwali się z miejsc i wypadli na
zewnątrz. Dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia.
-Jak dzieci.- Czarnowłosa pokręciła głową z rozbawieniem,
jednak także opuściła przedział, podobnie jak Lily. Wrócili z toną słodyczy i
zabrali się do ich spożycia. Po godzinie jedzenia wspólnie stwierdzili, że
starczy im endorfiny do końca życia.
-Czuje się jakbym ważyła o dziesięć kilo więcej.- Ruda z
niechęcią wpatrywała się w nadjedzoną, czekoladową żabę
-A ja z dwadzieścia. – Dodała Dorcas odrzucając paczkę fasolek wszystkich smaków. Za oknem
widać już było znajome, ośnieżone tereny Londynu.
-Niedługo spotkanie z rodzinką- wypalił James wpatrując się
w szybę.
-Coś czuję, ze twoi starzy mnie utuczą w tym roku. W tamtym
się nie udało, bo nie wracaliśmy na święta.- westchnął Syriusz rozkładając się
na siedzeniu.
-Mi to mówisz?- zachichotał Rogacz. Pociąg zatrzymał
się i wszyscy uczniowie zaczęli
opuszczać wagony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz