sobota, 20 października 2012

12. "Skutki kawału cz.2"


- Zamieszkuje moczary Europy i obu Ameryk. Kiedy się nie rusza, przypomina kłodę drewna, ale po uważnym przyjrzeniu się, można zauważyć płetwiaste łapy i bardzo ostre zęby.- nauczyciel obrony przed ciemnymi mocami , jak zwykle przynudzał na temat Błotoryjów. Wszyscy z wyjątkiem paru uczniów w tym Lily ze znudzeniem wpatrywali się w wybrany punkt.
-Ruda, jak ty to robisz, że nie usypiasz na lekcjach.-Dorcas z zazdrością spoglądała na przyjaciółkę.
-To samo przychodzi. – mruknęła nie odrywając wzroku od nauczyciela.
-Taa jasne.- Czarnowłosa rzuciła jej wymowne spojrzenie i wróciła do bazgrania serduszek.
-Ja chcę już koniec
-Nie ty jedna.- Marlena beznamiętnie obserwowała jeden z obrazów.
-Czy to musi być, aż tak nudne?
-Według Lil to jest ciekawe.
-Kto powiedział, że tak uważam?
-No.. słuchasz z wyraźnym zainteresowaniem.
-Kiepski z ciebie obserwator Dorcas.
-Odezwała się.
-Ja tylko słucham, żeby się nie uczyć.- Brunetka spojrzała na nią z politowaniem.
-Ty już nic nie mów.
-Panno Meadowes, proszę się zając lekcją- Profesor Packet srogo spoglądał znad okularów
-tak psorze- mruknęła pisząc inicjały Blacka na pergaminie.
-Jesteś szalona czarnuchu.
-Nie mów tak do mnie. Nie jestem murzynem i nie daję za darmo.
-to jest czysty rasizm- Marlena z politowaniem obserwowała sprzeczkę dziewczyn.
-Jaki tam rasizm. Rzeczywistość- Lily zachichotała cicho. Gdy zadzwonił dzwonek, szybko zgarnęły książki do toreb i wybiegły z klasy.
-wolność!
-Nie mów hop zanim nie przeskoczysz.- w ich stronę kierowała się trójka Huncwotów.
-Co w nich ją nam ogranicza?- Dorcas zmrużyła oczy zakładając ręce na piersiach.
-Wierz mi,  nie czuję się swobodnie ciągle obserwowana przez Pottera .
-Mi by to nie przeszkadzało. Chris już odpisał?- Szatynka spojrzała pytająco na rudowłosą.
-Nie, dopiero minęły dwie lekcje. Sądzisz, ze sowa dotarła już do Londynu?
-Wątpię w to. W każdym razie musimy się przygotować do jutrzejszego spotkania.
-Mów za siebie.- Marlena opuściła głowę z niewyraźną miną.
-Lunatyk jeszcze cię nie zaprosił na randkę?- pokręciła przecząco głową.
-Jak na razie nie planuje.
-Przesadzasz. Zobaczysz, ze jeszcze się zbierze. Może nawet dzisiaj.- Dorcas poklepała dziewczynę po plecach uśmiechając się ciepło.
-Może za rok..- dorzuciła sarkastycznie szatynka.
-jesteś pesymistką.
-I dobrze mi z tym.
-mów co chcesz, ale ja jestem głodna. Mogłybyście ruszyć dupy i trochę przyspieszyć?- Ruda spoglądała na przyjaciółki ponaglająco poprawiając włosy.
-Lunch, nareszcie.
-Widzę, że ocknęłyście się z letargu.
-Po prostu rozmawiamy o jutrzejszym wypadzie do Hogsmead.
-Ta jasne.- mruknęła wywracając oczami.
-Cześć dziewczyny!- Huncwoci dogonili ich na drugim piętrze.
-O! Cześć.-  udały zdziwienie i ruszyły w stronę schodów.
-Podobał wam się nasz dowcip?
-Ten z Panią Norris?
-Tak- Łapa spojrzał z zawadiackim uśmiechem na Meadowes.
-Tak. Był wprost przezabawny.- Marlena obserwowała wyczekująco Lunatyka, a ten rzucał jej ukradkowe spojrzenia.
-Daj spokój, ten nawet im się udał- James  ze zdziwieniem spoglądał na Lilkę
-No co? Nie mogę choć raz pochwalić Hunców?
-No.. możesz, ale to dosyć niespotykane. Czyżby kolejny dzień dobroci dla zwierząt?
-Czy we wszystkim musisz szukać drugiego dna?- Dorcas zachichotała cicho puszczając oczko Blackowi.
-Taka już jestem.
-Ej, nie ściągaj mojego tekstu.
-Oj Rogaś, nie denerwuj się , złość piękności szkodzi.
-Znowu to robisz.- Potter patrzył spod byka na czarnowłosą.
-wiesz, twoje teksty są takie trafne…
-kiedyś cię zabiję Meadowes.
-Zostaw to Lilce.- wymieniona odwróciła wzrok w ich stronę.
-Ktoś coś mówił na mój temat?- W jej oczach jarzyły się niebezpieczne iskierki.
-Tak. Meadowes mówi, ze planujesz ją zabić.
- Czytasz w moich myślach- wypaliła przygryzające wargę.
-Jesteś okrutna Lily Evans- Wybuchli  śmiechem wchodząc do wielkiej Sali. Usiedli przy stole Gryffindoru.
-Co my tu mamy..- Syriusz oblizując usta przeglądał potrawy.
-Ty to wszystko wchłoniesz- Marlena dziabała parówkę widelcem.
-Bardzo śmieszne McKinnon.
-Wiem!.  Ma się ten talent do żartów.
-Lepiej się nie wypowiadać w tej kwestii.- Lunatyk przyglądał się jej uważnie. Przez chwilę ich oczy się spotkały, co spowodowało, że oboje spłonęli rumieńcem.
-Co ty nie powiesz.- mruknęła spod kurtyny włosów.
-Nasze gołąbki wymiotne.
-Lily narażasz się.- Do pomiecenia wleciała chmara sów lądujących przed poszczególnymi uczniami. Jedna z nich opadła przed Rudowłosą.
- To pewnie od Chrisa.- Dziewczyna z radością odwiązała liścik i przeczytała zawartość.

Droga Lily!
Oczywiście, ze przyjadę. Cieszę się bardzo, ze tak szybko się spotkamy. Będę czekał na ciebie przed bramą o dziesiątej.
Christopher Pearson

- jupi!- z radości zaklaskała w dłonie?
- I jak? Przyjedzie?
-przeczytaj- Dorcas wzięła kartkę i uważnie przesuwała wzrokiem po kartce.
-No, no.. nareszcie poznam tego twojego kochasia.
-Albo nadętego idiotę- dorzucił James, trochę zgryźliwie.
-Nie wypowiadaj się Potter. – spiorunowała go spojrzeniem i zabrała się do jedzenia potrawki z kurczaka. Opuścił głowę iż e  złością znęcał się nad kotletem.
-Co ci zrobił ten biedny kawałek mięsa?- Black od jakiegoś czasu obserwował poczynania przyjaciela.
-Nic.
-To przestań go maltretować.- Rogacz odłożył sztućce i zirytowany wyszedł z Sali. Dziewczyny ze zdziwieniem wpatrywały się  w puste miejsce chłopaka.
-Co go ugryzło?
-Miłość.- Remus z rozmarzeniem wpatrywał się w sklepienie.
- A temu to już nierówno pod sufitem się robi.- Marlena z rozbawieniem zachichotała nie odrywając wzroku od Lupina.


-Kurde, muszę w końcu cos wybrać.- Lily trzymałą w ręce dwie tuniki.
-Ja uważam, ze ta zielona, jest bardziej gustowna.- Dorcas z miną znawcy oceniała ciuchy.
-A ja, że granatowa.- dorzuciła Marlena.
-Wcale mi nie pomagacie.- Rudowłosa spojrzała z pretensją na przyjaciółki.
-Dobra, weź granatową.- Brunetka z rezygnacja wskazała na  ubranie spoczywające w prawej dłoni dziewczyny.
-teraz już lepiej. – mruknęła z zadowoleniem odkładając drugą z nich na miejsce.
-Do tego czarne leginsy, skórzane botki, czarny płaszczyk, ibędzie gites majonez.
-A ty co zakładasz?- Ruda spojrzała pytająco na Dorcas.
-Czerwona sukienkę bez ramiączek, do tego czarne bolerko, noi szpilki. A ty Marlena?- Na twarzy wymienionej pokazał się grymas.
-Nie idę.
-Dlaczego??
-Bo nie mam z kim.
-Idź pogadaj z Luniem.- rzuciła Lily szukając butów.
-Może mam go jeszcze zaprosić na randkę!- fuknęła z oburzeniem
-To właśnie miałam na myśli.-  Powiedziała czarnowłosa z dziwnym uśmieszkiem.
-Jesteś idiotką Meadowes.
-wiem o tym.
-I jak się z tym czujesz?- Ruda szczerzyła zęby do brunetki.
-ee… normalnie?!- Wszystkie trzy wybuchnęły śmiechem.
-Koniec żartów. Wypad do chłopaków.
-Nie da się inaczej?- spytała z mina krzywdzonego psa.
-Nie
-Nie zapomniałyście przypadkiem o tym, że są aktualnie na szlabanie?-  Lily wykrzywiła usta siadając na łóżku.
-Fakt. Czyli sprawa musi poczekać.
-Dzięki Bogu- Marlena odetchnęła z ulgą zajmując miejsce koło rudowłosej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz