sobota, 20 października 2012

16. "Weź ją sprzed mych zacnych paczałek!"


Założyła torbę na ramię i wybiegła z dormitorium za roześmianą Dorcas. Westchnęła głęboko  i zagarnęła kosmyk włosów za ucho. To prawda, zazdrościła jej. Ale właściwie czego? Szczęśliwego związku. To było pewne. Chociaż zewnętrznie wydawała się być silną osobą twardo stąpającą po ziemi, to jednak pod spodem kryła się ta wrażliwa, pragnąca miłości Lily Evans. Wszystkie związki jakie przeżyła kończyły się ciężkim zawodem. A może ona reagował zbyt agresywnie i gwałtownie. I gdyby tak bardzo się nie bała..  Odrzuciła od siebie nieprzyjemne myśli i zbiegła po schodach dołączając do dziewczyn.
-Dorcas Black.. -  Meadowes z zastanowienia wsłuchiwała się w brzmienie swojego przyszłego nazwiska.
-W sumie to fajnie brzmi.- Marlena zachichotała i szturchnęła ją łokciem. –Prawda Lily?- Rudowłosa odwróciła się w jej stronę uśmiechając się blado.
-Tak. Pasujecie do siebie. Dwie osoby niestałe w uczuciach. On, szkolny Casanova mający na celu zaliczenie wszystkich dziewczyn w Hogwarcie, i ona, bawiąca się uczuciami mężczyzn i zmieniająca ich jak rękawiczki. Po prostu jak dwie krople wody.- Wybuchnęły śmiechem i przeszły przez dziurę w portrecie.
-Ruda, ty to zawsze wiesz co powiedzieć.- Dorcas potargała jej żartobliwie włosy i zacisnęła palce na pasku torby.
-Oj tam, ktoś musi myśleć. – rzuciła szczerząc zęby.
-Coś sugerujesz?- Marlena uniosła znacząco brew.
-Nie, nic. Pamiętacie o balu mikołajkowym? – spytała z ciekawością.
-No ba, że tak, jak można nie pamiętać.- Czarnowłosa uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółek.
-Wy przynajmniej macie z kim iść- burknęła Lily opuszczając głowę.
-Remus też niezbyt się kwapi. Nie zauważyłam, żeby specjalnie za tym przepadał.- McKinnon pokręciła znacząco głową.
-Ale na pewno pójdzie.- na twarzy rudowłosej pojawił się grymas.
-W sumie możesz iść z Potterem. – zasugerowała Dorcas po chwili namysłu.
- I znowu całować się z nim w jakimś zakamarku, a potem udawać, że nic się nie stało. Tak to jest zdecydowanie to czego potrzebuję.- Spojrzały na nią ze zdziwieniem.
-Nigdy nic takiego nie mówiłaś-
-Świetnie, wygadałam się.- mruknęła z dezaprobatą.
-Wy to się macie. Ja ci mówię, kiedyś będziecie razem. W końcu raz się udało.- Marlena zachichotała wymieniając spojrzenia z Dorcas.
-Sranie w banie. Odpuszczam sobie na razie. Żadnych chłopaków. Musze ochłonąć.- wypaliła szorstko.
-Rób co chcesz, my i tak swoje wiemy. Poza tym nie zawiedź mnie, mam zakład z Blackiem.- Lily spiorunowała wzrokiem Meadowes.
-Że co? – spytała oburzona.
-No.. założyłam się z nim, ze wrócisz do Pottera- Ruda zmrużyła oczy.
-Wiedziałam , że masz głupie pomysły, ale nie myślałam, ze jest z tobą aż tak źle. -  Marlena zachichotała przyglądając się sprzeczce przyjaciółek.
-No wiesz co? – Dorcas udała obrażoną i odwróciła się na pięcie.
-Niedługo wstąpisz do gangu Huncwotów. -Czarnowłosa nie wytrzymała i wybuchła śmiechem.
-Evans, ty to masz wyobraźnię-  rzuciła  trzymając się za brzucho.
-A mówią, ze Dorcas Meadowes, jest grzeczną, poukładaną uczennicą. – odgryzła się.
-Nie udowodniono tego naukowo.
-Racja, tak ciężkich przypadków idiotyzmu szkoda badać.- Lily zachichotała i pokazała język przyjaciółce.
-Odezwała się, ta normalna. Klasowy kujonek.- emocje powoli rosły.
-Wypraszam sobie. Phi! Marli, weź ją sprzed mych zacnych paczałek- zwróciła się w stronę McKinnon unosząc głowę w geście wyższości.
-Fakt, nie można narażać królewskich paczadeł na zniesławienie, szczególnie przez widok  tej oto niewiasty z piekła rodem.- Wszystkie trzy wybuchnęły śmiechem. Uczniowie spoglądali na nich z rozbawieniem szepcząc miedzy sobą.
-Lepiej stąd spadajmy, bo uznają nas za nienormalne i zaprowadzą do skrzydła.-
- Przynajmniej lekcje by przepadły. Niestety czekają nas dwie godziny transmutacji. Co za los.- Dorcas wzniosła ręce do góry i błagalnym wzrokiem spojrzała w sufit.
-Tej to już naprawdę mózg zlasowało.- Lily kręciła głową z niedowierzeniem i pociągnęła czarnowłosą za rękę.
-Nie rób nam obciachu.- warknęła jej do ucha. Chichotały się cały czas, dopóki nie dotarły pod określoną salę. Ustały w  kącie i będąc pod czujnym okiem McGonagall starały się nie zwracać zbytnio na siebie uwagi, co im niestety niezbyt wychodziło. W końcu to było ciężkie do wykonania, jeśli miało się za przyjaciół Huncwotów. Niestety sielanka skończyła się równo z dzwonkiem. Wparowali do klasy i zajęli miejsca na końcu sali. Nikt z wyjątkiem Petera nie chciał się narażać profesorce, głównie ze względu na możliwość dostania szlabanu.
- Dzisiaj będziemy zamieniać te oto żaby, w takie kielichy – pokazała klasie szklane naczynie. Po pomieszczeniu przeszedł cichy jęk uczniów. – Instrukcje macie na stronę dwieście trzydziestej drugiej. Do roboty!- powiedziała szorstko siadając za biurkiem. Spiorunowała wzrokiem nastolatków i wyciągnęła z szuflady podręcznik od transmutacji.
Lily spojrzała na Dorcas, która rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się w płaza. Uśmiechnęła się z rozbawieniem i odwróciła w stronę ławki. Spojrzała na żabę i wyciągnęła różdżkę. To nie mogło być takie trudne. Przynajmniej nie dla niej. Wymruczała zaklęcie, a przed nią pojawił się puchar. Z zadowoleniem wyprostowała się na krześle i obserwowała poczynania przyjaciół. Marlenie prawie się udało. Nie licząc tego, ze jej naczynie było zielone i obślizgłe .
Potterowi i Blackowi nawet nieźle szło. Chociaż z kolei ich kielichy nie miały nóżek, albo posiadały jakieś inne ubytki. Remus oczywiście jak zwykle perfekcyjnie wykonał zadanie. Siedział dumnie i wpatrywał się w McKinnon. Lily Zachichotała i skierował wzrok na McGonagall, która aktualnie oceniała pracę Puchonów. Gdy podeszła do Dorcas z dezaprobatą pokręciła głową.
- Meadowes, jeśli nie poprawisz swoich wyników to będę musiała wstawić ci O (okropny). – warknęła widząc zniekształconą żabę. – A ty, Pettigrew zbliżasz się do T (Troll ). Tak niskiego poziomu jeszcze nie widziałam- wysyczała do Petera zaciskając usta w cienka kreskę.
~`~
-Wredna małpa. – Dorcas z wściekłością trzasnęła drzwiami klasy.- Zawsze musi się nade mną znęcać. Chwila nieuwagi i od razu…- zacisnęła pięści i wzniosła oczy do góry.
-Czego się spodziewałaś po McGonagall?- spytała Lily z rozbawieniem widząc minę przyjaciółki.
-Chyba powinna znaleźć sobie faceta, bo nie wytrzymam z nią tego półrocza. – odparła rozgniewana kierując się w stronę lochów.
-Nie łudźcie  się. Jesteśmy na nią skazane.- Marlena wyszczerzyła szeroko zęby i poklepała dziewczyny po plecach.
-dzięki za słowa otuchy- mruknęła Evans siadając pod ścianą.
~`~
Eliksiry jak zwykle minęły szybko, na przyrządzaniu mikstur. Bądź co bądź, dla Lily, była to jedna z najciekawszych lekcji. Obrona przed ciemnymi mocami nie płynęła już tak pięknie. Profesor jak zwykle przynudzał o centaurach. Z ulgą weszła do wielkiej Sali w celu spożycia lunchu.
-Ufff… po wszystkim. Fajnie z ich strony, że odwołali wróżbiarstwo.- Dorcas uśmiechnęła się szeroko i usiadła przy stole razem z przyjaciółkami.
-I to jak. Nareszcie się wyśpię- westchnęła Marlena nakładając sobie sporą  porcję kurczaka. Do pomieszczenia wleciała chmara sów. Jedna z nich wylądowała centralnie przed młodą Evansówna trzymając spory pakunek  z liścikiem. Spojrzała ze zdziwieniem na puchacza.
-Ciekawe co to.. – mruknęła do siebie odwiązując paczkę. Rozwinęła kartkę i przeczytała treść.
-na to wygląda, że to jest mój prezent Mikołajkowy. Rodzice piszą, że nie mieli już siły trzymać go w domu. Boje się co to jest- niepewnie wzięła go do ręki. W środku coś się poruszało.
-Nie przesadzaj, chyba nie przysłali ci nic groźnego dla twojego życia.- Meadowes z ciekawością zajrzała w głąb pudełka.
-KOT!!- pisnęła wyciągając zwierzaka.  Lily wytrzeszczyła oczy i wpatrywała się w niego z dziwną miną.  Kociak był cały czarny nie licząc białej kreski na nosie.
-Jaki śliczny!- westchnęła Marlena pochylając się nad nim.
-ee… nie spodziewałam się.- wybąkała rudowłosa.
– tylko teraz jak go nazwać!- Dorcas spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
- A ma może najpierw odgadniemy płeć?- spytała z pół uśmiechem.
-To jest samiec- odezwał się Black wyrywając jej zwierzaka.
-Ej no, tak nie można!- warknęła do łapy.
-Poza tym skąd wiesz?- spiorunowała go wzrokiem.
-Jestem jasnowidzem, a ty chyba nie masz pojęcia o sposobach rozmnażania …- Huncwoci zachichotali. Syriusz oddał pupila właścicielce i zabrał się do konsumowania kotleta.
-wolałam się upewnić- wysyczała przyciskając burasa do piersi.  Zlustrowała go wzrokiem. Patrzył na nią zielonymi ślepiami ze stoickim spokojem.
-Chyba wiem jak go nazwę. – powiedziała z błyskiem w oku.
-Jak?- Dorcas zachichotała i odsunęła od siebie rękę Blacka.
-Einstein- wypaliła szczerząc zęby
-Trochę dziwnie. Skąd to wytrzasnęłaś?- James  z zastanowieniem zmarszczył brwi.
-Taki mugolski naukowiec.- stwierdziła z satysfakcją.
-Aaa… trzeba było tak od razu. -  wybuchnął śmiechem i szturchnął Remusa łokciem.
-Chodźcie dziewczyny, spadamy od tych idiotów.- zachichotały i wyszły z Sali.
~`~
-Jaki on jest śliczny!!- Dorcas rozczulała się nad kociakiem wpatrując się w niego maślanymi oczami.
-I te jego paczadła.- dorzuciła Marlena, powodując salwę śmiechu.
-Co ty paczysz? Dobrze paczę-  Lily pogłaskała zwierzaka po główce i posadziła na łóżku. Dziewczyny rzuciły się na niego i nie odstępowały nawet na krok.
-Jakby nie widziały kota!- rzuciła Rudowłosa kręcąc głową.
-Nie pacz tak na nas tymi swoimi paczałkami z Bożej łaski- zażartowała McKinnon pokazując jej język.
-Ja ci zaraz dam z Bożej łaski, ciemna masą. – Trzepnęła ją po głowie.
-Chodźcie na dół do Huncwotów.- zasugerowała Dorcas.
-w sumie czemu nie.- Marlena wzruszyła rękami.
-Lepiej nie zostawiać ich samych dłużej niż na pół godziny.-  Chichocząc zbiegły na dół, nie zapominając o Einsteinie.
- Usiadły koło chłopaków szczerząc zęby.- spojrzeli na nie podejrzliwie.
-Tak bezinteresownie? – spytał James czochrając włosy.
-Trzeba się integrować- Lily drapała Einiego za uchem.
-Tak. Integracja kluczem do sukcesu.!-  Marli żartobliwie popchnęła Evans, jednak skończyło się to przewróceniem fotela. Buras z prychnięciem wyrwał się opiekunce i wskoczył na kolana Pottera. Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem.
- McKinnon liczę do pięciu!!- warknęła rudowłosa patrząc na nich z dołu. Szatynka szybko zreflektowała się i nie przestając rechotać sprowadziła przyjaciółkę do normalnej pozycji.
-Masz szczęście, że cię nie zabiłam- wysyczała poprawiając włosy.
-Potter, oddawaj mi kota- rzuciła wyciągając dłoń w stronę okularnika. Uśmiechnął się po Huncwocku, ale nie zrobił nic by spełnić prośbę dziewczyny.
-Poproś ładnie- powiedział spokojnie. Wyraźnie się z nią droczył.
-Ani mi się śni- wypaliła z zacięta miną. Nadal wpatrywał się w nią orzechowymi oczami.
-Nie to nie sama sobie go wezmę. Kici kici..- zwróciła się do zwierzaka, jednak ten ani drgnął. Siedział sobie spokojnie liżąc łapkę. Wstała z rezygnacją i podeszła do chłopaka próbując wyrwać mu kociaka, jednak go nie puszczał.
-Nie tak prędko! Najpierw buzi- szepnął jej do ucha. Wywróciła oczami.
-Śnisz Potter- warknęła zakładając ręce na piersi.
-Trudno. Chętnie go przygarnę- westchnął głaszcząc Einiego po błyszczącej sierści.
-Oj no dobra…- cmoknęła go w policzek.
-Tylko tyle?- spytał zawiedziony. –Liczę na coś więcej- dorzucił zapalczywie. Nachyliła się nad nim.
-Sugeruję wymianę. Dzisiaj o jedenastej w pokoju wspólnym.- powiedziała konspiracyjnym szeptem. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech….
-Zgoda-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz